Praca domowa zakończona. Zmęczenie, wypity alkohol, rozpuszczalniki...wszystko dało efekt w postacie kamiennego snu! Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu i wracam z radością do mojego prawdziwego zajęcia. Nic się nie działo i nic nie zapowiadało dalszego złego przebiegu tego dnia dyżuru.

   Kolega zlecił - jak się później okaże - mojej pacjentce...surowicę przeciwtężcową. Ona była uczulona na pyralginę, a w takich przypadkach trzeba zachować szczególną ostrożność.

   Stało się, bo właśnie wystąpił prawie śmiertelny wstrząs anafilaktyczny. Jest to reakcja na połączenie - podanej substancji lub innego białka - z przeciwciałami naszego organizmu...powstaje wybuch ze śmiercią. Dzisiaj mamy leki, które mogą zmniejszyć skutki tej reakcji, a od zastrzyku minęło 5-7 minut.

   Zajrzałem do gabinetu: pacjentka nie oddycha, sina, obrzęk twarzy, bezwładna, zanieczyściła się. „Boże nie żyje”. Zamknąłem drzwi gabinetu z kolegą i zacząłem krzyczeć w sercu: „Panie Jezu pomóż! Pomóż! Proszę Cię! Pomóż!"

   Ktoś może powiedzieć, że: „nie ratuje z kolegą umierającej, a modli się.” Nie dziw się, bo podczas dzisiejszej Ewangelii (30 czerwca 2018 r.) w podobnej sytuacji setnik prosił Pana Jezusa o uzdrowienie porażonego sługi, ale dodał, że „nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie.”

    Zbawiciel zadziwił się jego wiarą swoją wiarą, a ja byłem w trakcie nawracania i już miałem podobne zawierzenie w pomoc Bożą. Wróciłem i wspólnie ratowaliśmy pacjentkę, ale prawnie ona podlegała lekarzowi, który jej zaszkodził, nie prosił o pomoc, a na moje propozycje nie zgadzał się:

  • Doktorze...1000 hydrocortisonu!

  • Zlecił 300 mg.

  • Może R-kę ?

  • Nie, nie...poczekamy!

   Normalnie zła ocena umierającej, którą później rozpoznałem, bo niedawno rozmawialiśmy i w żartach powiedziałem jej, że na starość trzeba mieć własną ławeczkę.

    Zważ, że nie wiedziałem co się zdarzy. Okaże się, że w tym czasie zgłoszono wypadek i kolega zostawił mi umierającą. Ponadto przywieziono dziewczynkę ze wstrząsem mózgu oraz zgłosiła się chora z kolką nerkową.

    Wszystko uciszyło się po 2 godzinach. Wstrząs trafił do szpitala, dziewczynka na chirurgię, a kolkę opanowaliśmy na miejscu.

   Podczas powrotu ze szpitala moje serce zalała tęskna miłość za Panem Jezusem. Popłynie wołanie do Boga Ojca, ale takich przeżyć nie można zapamiętać, bo płyną zbyt szybko dla naszego mózgu.

                                                                                                                 APeeL