Tuż przed snem myślałem o pocieszeniu duchowym, które może nadejść przy wyłączonej psycho-fizyce. W dwóch snach w znajomych rzucałem kamieniami...jednego nawet uderzałem w głowę. Później znalazłem złoty łańcuch z wielkim inkrustowanym krzyżem!
To znak, a nawet ostrzeżenie i nauczka, bo nieprzyjaciół mam kochać tak jak najbliższych. Dla mnie obecnie jest to zbyt ciężka próba! Od kilku dni nie mogę przypomnieć sobie modlitwy Jezusowej...i wreszcie jest: „Panie Jezu! Pociesz, pomóż, prowadź!"
W myślach dodatkowo odmawiałem „Ojcze nasz”, a jest to największa modlitwa i bardzo piękna, ale każde słowo trzeba wymawiać bardzo wolno.
Pragnąłem, aby syn przystąpił do spowiedzi i Komunii św. Zgodził się, ale miałem pecha, bo nikt nie spowiadał. Ponownie była Msza św. oazowa z pięknym śpiewem i prawdziwym chlebem naszym codziennym.
Nasze serce przepełnione miłością pragnie służyć Bogu Ojcu, bo cała reszta jest dodana. Każdy musi pamiętać, że jest stworzony dla Boga - nie dla rzeczy, które Bóg też dał nam!
Przepisuję to 25 lipca 2018 roku, a właśnie Leonard Cohen śpiewa: „Dance to the end of love”. Popłakałem się, bo jest to moja ulubiona piosenka o krainie naszych marzeń, gdzie trwa taniec, słońce świeci, cicho płynie deszcz po szybach, a jeszcze ciszej wiatr opowiada tęskną baśń. Dziwne, bo była piękna pogoda i nagle zaczął padać deszcz...
„Za oknami naszych marzeń, odnajdziemy świat. Pod ochroną płaszcza nocy - tysiąc gwiezdnych lat, przemierzymy wspólnie”. Dzisiaj wiem, że jest to tęsknota duszy ludzkiej za Bogiem Ojcem, który może ukoić nasze marzenia.
Tak zostałem pocieszony przez Boga Ojca po 29 latach…
APeeL