W czasie snu byłem u jakiegoś faceta, któremu tłumaczyłem, że nie powinien skarżyć do sądu własnego syna,.

  • może pan zrobić to tylko z wielkiej miłości

  • tak, tak ja go bardzo kocham

  • pan robi to z miłości własnej („ja mu pokażę”), a tu chodzi o miłość prawdziwą, której celem jest wywołanie pokory w pańskim synu.

    Dziwne, że w czasie snu nauczałem? Jeszcze dziwniejsze było to, że po otwarciu "Dialogu" przeczytałem słowa: „Człowiek oślepiony miłością własną nie odróżnia prawdziwego dobra od grzechu zabarwionego dobrem” (dobro od „dobra”).

   Dzisiaj, gdy to przepisuję (28.07.2018) wiem to wszystko i dziwi mnie, że wchodzący na drogę świętości mówią tak samo. Większość ludzi żyje „normalnie”...nawet nie wiedzą o istnieniu nieustannej walki duchowej. Ten, kto ujrzy swoje złe czyny ten prosi o nieskończoną karę...w skończonym życiu, bo wszystko wynagrodzą dobra nieskończone!

   Nagle napłynęło pragnienie bycia w moim kościele (nie byłem w nim od szeregu lat) z przystąpieniem do Eucharystii, ale wstydziłem się. Podczas kazania w serce wpadły słowa o czystej duszy zjednoczonej z Panem Jezusem, która promieniuje wielką mocą i radością (coś w tym rodzaju).

   Zamknąłem oczy i zacząłem „wołać” do Pana Jezusa, że wybaczam wszystko ludziom z którymi zetknąłem się w moim życiu. To powtarzałem szereg razy. Łzy napłynęły do oczu, a lud właśnie śpiewał do Matki Bożej: „ociemniałym podaj rękę.”...

   Ja byłem takim ociemniałym dotychczas. Ilu jest takich wokół...spójrz na swoją rodzinę i otoczenie. W drodze z kościoła wzrok zatrzymała wyblakła pocztówka w opuszczonej chatce...z Panem Jezusem Miłosiernym.

    Przed snem ujrzałem własną grzeszność i swoją odpowiedzialność. Już wówczas wyraźnie widziałem, że - duchy jasne i czyste - wprowadziły mnie na ścieżkę prowadzącą do zbawienia... 

                                                                                                                            APeeL