W czasie snu trafiłem do oddziału, gdzie spotkałem nowego pacjenta...młodego, szczupłego mężczyznę z bólami nóg, które miał zawinięte w koc.

   Po przebudzeniu pozdrowiłem Zbawiciela: „Niech będzie pochwalony Pan Jezus Chrystus” i wcześniej wyszedłem do pracy. W drodze napłynęła pieśń: „Tyle jest serc wciąż czekających na Ewangelię”...śpiewałem to w duszy i tak jest było mi z Panem.

    W myślach znalazłem się na Westerplatte wśród młodzieży z Janem Pawłem II (12 VI 1987 r.). Tam właśnie papież mówił o młodzieńcu, który pragnął uzyskać życie wieczne, a Jezus - Dobry Nauczyciel wskazał mu drogę.

   To Dekalog z podzieleniem się posiadaniem. My w posiadaniu widzimy zabezpieczenie, a jest to głupie martwienie się o dzień jutrzejszy. Przecież nie znamy dnia ani godziny...wiem to dobrze jako lekarz pogotowia.

   Papież wspomniał tam o boju duchowym, który toczy się w sumieniu każdego człowieka...tam rodzi się dobro (nasze wzrastanie) lub zło (upadki). To bój o świętość czyli możliwość spotkania Boga twarzą w Twarz.

   Z tego pragnienia wyrasta moc we wszystkich sytuacjach na tym zesłaniu, a szczególnie w poczuciu beznadziejności, chorobie i w obliczu śmierci. Dzisiaj, gdy jestem bliski powrotu do Taty (26.09.2018) wiem o tym najlepiej.

   Nigdy nie poddawaj się zwątpieniu...to broń neutronowa Bestii. ale nie pokonasz Przeciwnika Boga bez Eucharystii. Dlatego Szatan odrywa nas od Jedynie Prawdziwego Kościoła z tworzeniem „lepszych”...bez Ciała Pana Jezusa. Nie ma sensu wspominać wiar wymyślonych...

   W oddziele zapytałem o pacjenta ze snu. Pielęgniarka potwierdziła, że przybył taki i faktycznie nogi ma zawinięte kocem z powodu bolesnego zakażenia okolicy kolana z gorączką (róża?). Podczas obchodu okazało się, że jest starszy niż w śnie.

   To powtarza się, bo w duszach jesteśmy wiecznie młodzi. W Królestwie Bożym nie ma starości z brodatym Bogiem Ojcem. Kto to podsunął malarzowi?

   W tym czasie na izolatce od 5 dni umierał niezwykle sympatyczny starszy pan, który nigdy się nie skarżył. Teraz jest nieprzytomny, blady, oddycha jak ryba bez wody, a oczy ma lekko uchylone. Dla rodziny, która czuwa przy nim dzień i noc, a dla nich jest to jego sen!

   To święty czas z pięknym odejściem, byciem między światami (już nie tu, a jeszcze nie tam) z moim poczuciem, że przy nim jest Pan Jezus. Nawet jego twarz ma coś z sacrum. Nigdy nie zapomnę tych chwil...

   Sam wyznaczyłem sobie dobrowolną karę (za picie alkoholu)...przyjmę wszystkich pacjentów, którzy sie zgłoszą. Dlatego trwa udręczenie...aż trzęsą mi się ręce! Na dodatek dzisiaj jest piękny, słoneczny dzień i pragnę być na działce.

    Pacjentka w gabinecie dostała napadu padaczkowego typu epi peti mal (nieobecności)...ona jest, ale jej nie ma. Trwało to około 2-3 minut. Mówisz do niej, a ona nie odpowiada jakby obraziła się. Zgłosił się mąż, który mówił jej o napadach, ale denerwowała się. Pan zlitował się nad nim, bo skierowałem ją do neurologa, a to efekt przyjęcia przeze mnie „kary”...

   Teraz chorej z nałogiem palenia, która pragnie pozbycia nałogu poradziłem modlitwę o uzdrowienie, ale ona śmiała się, bo nie wierzyła w czary. Poważnie stwierdziłem, że Duch Św. istnieje i taka pomoc nadejdzie...trzeba tylko w to uwierzyć i o to prosić!

- Rzeczywiście, jeżeli nie poproszę to pomoc nie nadejdzie, bo po co!

   Na ten czas z oddziału przybyła pielęgniarka z informacją, że zmarł pacjent z izolatki. Do rodziny stojącej wokół zmarłego powiedziałem: proszę się nie smucić, bo właśnie wrócił do życia prawdziwego...on tu jest, bo dalej istniejemy! Starsza żona zapytała rodzinę czy to prawda, a oni to potwierdzili. Wszystkim zrobiło się lekko, a twarz zmarłego stała się Chrystusowa…

                                                                                                                                         APeeL