Na dzisiejszej Mszy św. wieczornej było wspomnienie męczeństwa św. Apolonii, a Pan Jezus uzdrawiał i ożywiał. Eucharystia była jak woalka, nie mogłem wstać z kolan, pozostałem i odmówiłem koronkę do Miłosierdzia Bożego.

   W sercu pozostało zalecenie Pana Jezusa dla pragnących iść za Nim...trzeba wziąć swój krzyż. Zdziwiłem się, bo na początku mojego nawrócenia (1989) napisałem rozważania dotyczące drogi krzyżowej z punktu widzenia cierpienia Pana Jezusa za mnie. Pan sprawił, że właśnie dzisiaj trafiły w moje ręce.

    Po odczycie tej intencji napłynęła refleksja, że rzadko przyjmujemy swoje cierpienia (krzyże), można powiedzieć, ze „wleczemy je” za sobą, a wyjątkowa jest pomoc w niesieniu krzyża Panu Jezusowi, bo Szymon został przymuszony. Najwyższą łaską jest świadome niesienie krzyża z Panem Jezusem, bo to dotyczy zbawienia ludzkości.

    Wierz mi, że trudno jest spotkać nawet opisy o takich ludziach lub ich świadectwa. Patrząc wokół oraz na naszą ojczyznę i cały świat...jest takich garstka. Można powiedzieć, że na marne idzie Męka Pana Jezusa.

   Większość żyje niczym, a moja osoba jest dowodem, że życiowe „nic” jest dodawane do mojego prawdziwego życia. Cóż bowiem może być ważniejsze o naszego zbawienia czyli powrotu do Królestwa Bożego.

    Całą moją modlitwę odmówię w tej intencji w piątek (08.02.2019), a współcierpienie z Panem Jezusem zmiesza się ze słodyczą krzyża. Tego nie można przekazać, bo jest to najgłębsze doznanie  naszej duszy, które wynika z radości zbawiania.

   Podczas drogi krzyżowej znalazłem się z Panem Jezusem w Jerozolimie, wśród krzyków i odważnej Weroniki, która podeszła do wywrotowca i otarła mu św. Twarz.

     Jakże pięknie brzmiały zawołania:

  •      „O Jezu miłości moja zmiłuj się nad nami”
  • ​     „Matko Miłosierdzia módl się nad nami”
  •      ​„Ojcze Przedwieczny miej miłosierdzie nad niosącymi krzyż, Syna Twego”...

   Cierpienie obnażenia Pana Jezusa i Jego krzyżowanie na Golgocie powtarzałem 10 razy. To wyjaśniło dlaczego na Mszy Św. w piątek rano siedziałem przed wielkim freskiem Golgoty, a moje serce doznało wstrząsu po spojrzeniu na Zbawiciela między łotrami.

    Wróciłem na Mszę św. wieczorną, a w sercu dalej trwało niesienie krzyża Pana Jezusa. Nawet zatrzymałem się pod stacją: Pan Jezus zdejmowany z krzyża, a sprawiły to moje modlitwy, post i dawanie świadectwa wiary w internecie ("zdejmujesz Mnie z krzyża").

   Ponadto wzrok zatrzymał wizerunek Ducha Świętego z wielkiego obrazu Trójcy Świętej oraz błogosławiący mnie Jan Paweł II. Tutaj pasują słowa z „Dialogu” św. Katarzyny, które potwierdziłem dzisiaj moimi przeżyciami:

   <<Ci idą za nieskalanym Barankiem, Synem Moim, który na krzyżu był szczęśliwy i smutny /../ Podobnież ci najmilsi synowie /../ są smutni dźwigając krzyż zewnętrzny i krzyż wewnętrzny /../ i mówią też, że są szczęśliwi, gdyż rozkosz miłości, którą posiedli, nie może im być odebrana i z niej czerpią wesele i szczęście /../ >>...

                                                                                                                APeeL