NMP z Lourdes

   Tuż po północy padłem na kolana i w smutku serca zawołałem: „Matko moja daj zdrowie najbliższym...odsuń nieszczęścia, oddal uszkodzenie zdrowia u córki, syna, żony, a mnie daj sprawność służenia innym...Matko moja!" 

   Wciąż wraca rozterka: czy mam prosić o dar uzdrawiania? Właśnie mam otworzyć II tom „Pieśni o Bernadecie”, gdzie na stronie 127 są słowa: „Jeśli chodzi o uzdrowienia /../". Po latach napłynie, że dając moje świadectwa „uzdrawiam duchowo"...

    Z ciężkiego snu zrywa budzik, a w mojej słabości napłynął obraz  o a z y  na pustyni, którą jest Kościół Pana Jezusa. W drodze na Mszę Św. rozpocząłem moje modlitwy (poranne i różaniec Pana Jezusa), gdzie właśnie wypada wołanie za rodzinę. Jakże to piękne ułożone duchowo...

    Przykro mi, bo dzisiaj zerwano wielu ludzi ludzi (posiedzenie Sejmu RP), a ja ja zagrażam spokojnym obradom. To zarazem niszczy mój pokój i radość z tego pięknego dnia. „Dziel i rządź”...to zostawili nam okupanci, a dodatkowo Szatan nienawidzi Matki Bożej i jej czcicieli.

   Nawet teraz skierował mnie do kiosku, gdzie stary aparatczyk „podgląda” jaka prasę kupuję. Dałem się skusić i gadałem do niego: „przepraszam Matko...przepraszam!” W kościele było kilka osób: „nie chcą Ciebie Matko!” Jeszcze raz poprosiłem o objęcie mojej rodziny i przesunięcie w Czyśćcu dusz zmarłych aż do pradziadków.

   Po odmówieniu modlitw zapalono światło, a spóźniony kapłan nawet nie wspomniał o dzisiejszym święcie! Popłynie Słowo, gdzie zdziwi powstanie Ewy z żebra Adama, ale dzisiaj mamy już odkryte komórki macierzyste z których możemy hodować to, co jest potrzebne w ubytkach tkanek.

   Zawołałem też za „duszę chłopca, który był porażony i jeździł na wózku inwalidzkim”. W tym czasie siostra zaśpiewała: „Matuchna Wiecznego Pana”, a ja pozostałem po nabożeństwie wołając:

    „Matko! Ty pragniesz mojego zbawienia i stałego wybierania Boga, abym przebywał z Tobą w Niebie. Tobie pragnę poświęcić moje życie”. Podczas powrotu z radością powtarzałem to zdanie i w tej radości zapaliłem lampion pod figurą Matki Bożej Niepokalanej, która przyszła pod nasz blok.

    W przychodni było niby mało ludzi, ale zeszło do 14.30. Dzisiaj wskazywałem chorym, aby zgłaszali się po pomoc do Matki Bożej i prosili o prowadzenie, bo zbyt mocne wierzymy w możliwości lekarzy, którzy mylą się, leczą źle rozpoznane choroby lub dobrze rozpoznane, ale złymi lekami. To zarazem pomogło w odczycie intencji tego dnia: za niewierzących w cudowne uzdrowienia i da możliwość modlitw na dyżurze w pogotowiu.

    Podczas karetką od małego pacjenta z radia Watykan popłyną słowa Jana Pawła II, a właściwie od Pana Jezusa do mnie (odpowiedź dotycząca uzdrawiania): ważniejsze od uzdrawiania jest pójście do chorego i bycie z nim! Dobrze, że w kabinie było ciemno, bo jęknąłem: „och Jezu mój”, a łzy zalały oczy.

   Od razu zacząłem odmawiać moją modlitwę (od „św. Osamotnienia Pana Jezusa”) w intencji tego dnia: za wszystkich niewierzących w cudowne uzdrowienia. W pokoju lekarskim „Słowo” otwiera się na tekście: „W każdej modlitwie mówimy do Niej, jak do kogoś, kto jest tu i teraz! Ludzie wybrani przez Boga widzą tę Jej obecność.” W sercu odczułem, że są to słowa też do mnie...

   Jakże koi głęboki sen, a budzę się całkowicie odmieniony...wyjazd, całe niebo w gwiazdach. Jakże Matka potrafi obdarować! Właśnie pasuje cz. chwalebna różańca (Wniebowstąpienie Pana Jezusa i Wniebowzięcie NMP). Wprost nie mogę się nadziwić.

    Ten wyjazd był zbyteczny, bo lekomanka obudziła się przy nas po 10 tabletkach relanium, ale ja nie miałbym tych przeżyć duchowych. Wówczas odmówiłem cały różaniec, a cz. bolesną skończyłem w ciemności, skulony na łóżku!

                                                                                                                                        APeeL