5.30...jeszcze ciemno, a właśnie jest wyjazd karetą, a w mieszkaniu młodej dziewczyny "spojrzała" na mnie wielka Twarz Pana Jezusa! Nasze oczy spotkały się, a mnie przypomniał się taki właśnie sen sprzed kilku dni.
Jakże zadziwiany jestem w każdej chwilce, bo padłem na kolana z duszą rozpierającą serce...nie można tego wypowiedzieć. Koiła modlitwa „Anioł Pański” z cz. radosną różańca i moje modlitwy poranne.
Teraz naprawdę „otworzyłem moje serce i moją duszę”...nie mogłem oderwać się od modlitw, a po otworzeniu oczu stwierdziłem, że jest już widno! Niech mi nikt nie wmawia, że nie ma Boga, a modlitwa to strata czasu!
W tym czasie Zły cały czas przeszkadzał zalecając zapisywanie przeżyć na maszynie! Piszesz zapiski - przeszkadza! Modlisz się - zaleca pisanie! To oszust i kłamca, który wie, że na inne pokusy nie pójdę...dlatego podsuwa „dobro”!
Dzisiaj mam jechać na zebranie lekarskie, dobrze, że nie ma ludzi. Kolega żartował, że „wozi tylko kochanki, nie żonę, bo najgorsza jest stara i zdrowa" Ja w tym czasie - w Świetle Boga Ojca - ujrzałem jakim darem jest żona.
Na tę chwilkę z radia popłynie piosenka o samotnych i smutnych, którym brak miłości. Ponieważ byłem sam w gabinecie łzy zalały oczy, a łaska Pana sprawiła, że odczułem cierpienia wszystkich takich ludzi łaknących miłości!
Z serca wyrwał się krzyk: „Jezu mój! Jakże Ty byłeś osamotniony na tym świecie...do końca Swojego Życia. Jezu mój! Dziękuję Ci za wskazanie Ojca Prawdziwego. Dziękuję Ci za przekazanie nam Matki Najświętszej...jakże Ona cierpi z każdym osamotnionym, który czeka na miłość!”...”Ojcze mój”. Zacząłem odmawiać moją modlitwę w intencji tego dnia...
Kolega zabrał mnie na zebranie, ale w stanie uniesienia modlitewnego nie mogłem normalnie rozmawiać. Piękna pogoda, ale moje serce było przy samotnych, smutnych pragnących miłości. Na miejscu skierowałem się ku kościołowi, bo serce dalej przenikał ból, a łzy płynęły po policzkach na ziemię.
W przedsionku zamkniętego kościoła przywitała mnie figura Matki „Pocieszycielki Strapionych”, a tablicy Pan Jezus Miłosierny powiedział do mnie: „taka modlitwa jest zawsze wysłuchana” (do s. Faustynki). Westchnąłem cicho zadziwiony: „Jezu mój! Jezu”. Dopiero tutaj wiem jak wielkim darem Boga jest Kościół Katolicki.
Całkiem odmieniony, pełen radości odmawiałem cz. chwalebną różańca i tak trafiłem na zebranie lekarskie zorganizowane przez wrogów rodziny i dzieci! Instytut Pediatrii zalecał karmienie mlekiem krowim, a moja myśl uciekła do Matki Bożej i Jezuska. Jasno widzę, że Szatan chce uderzyć w macierzyństwo...w miłość matki do dziecka!
Ponadto ściąłem się z lekarką (pediatra), która była zawziętą zwolenniczką aborcji. Nic nie dała dyskusja...stwierdziłem, że „takie dyskusje będą trwały przez wieczność, ponieważ jest to walka Światłości z ciemnością!” Ona tę rozmowę zakończyła złośliwym stwierdzeniem, że w takim razie jest ciemnością! Straciłem pokój i falami napływało rozdrażnienie...
Po powrocie do domu skończyłem moją modlitwę, a w drodze z działki zapaliłem lampkę pod "moim" krzyżem. Serce przeniknęło zawołanie Pana Jezusa na krzyżu: „Eli, Eli lama sabathami”. Pan dodatkowo dał mi łaskę poznania Jego opuszczenia na krzyżu!
APeeL