Nic nie planuj, poddaj się prowadzeniu przez Boga Ojca, ale musisz to ujrzeć i odczytać, a później poznać po owocach. Przykładem będzie dzisiejszy dzień. Po przebudzeniu nie mogłem zasnąć, a wiedz, że u mnie jest to strata czasu...tak potrzebnego do opracowywania dziennika duchowego.

    Dobrze, że wstałem, bo miałem zaległe zapisy, a strona ma być zrekonstruowana...być może jeszcze dzisiaj. Wszystko wykonałem do 3.30, a obudził mnie dotyk twarzy przez żonę. Zerwałem się z radością na Mszę Św. o 6.30 ku czci Serca Pana Jezusa, ale byłem drętwy.

    Eucharystia załamała się się i złożyła na pół, a to oznaczało zapowiedź jakiegoś cierpienia. Po błogosławieństwie Monstrancją trwała radość duchowa, bo pierwszy raz nie miałem zaległości w zapisach. Jakby na znak spożyliśmy smażoną rybę, a później spałem do 14.30!

    Postanowiłem wrócić do Pana wieczorem, a żona przypomniała o Mszy Św. w kaplicy Miłosierdzia Bożego. Jak wielką łaską jest samochód, który pomaga uczestniczyć w misteriach (łac.: mysterium – tajemnica, symbol liturgii) czyli nadprzyrodzonych (transcendentnych) kontaktach z Trójcą Świętą.

   Przed wejściem do kaplicy z pomieszczenia na piętrze „spojrzał” obraz Pana Jezusa Miłosiernego, a w jej wnętrzu odczułem świętość tego miejsca. Wzrok zatrzymał obraz s. Faustyny, która teraz jest moją opiekunką, bo rozumie wysiłek przekazywania przeżyć duchowych, które trzeba dokumentować natychmiast. Pisanie po czasie to tylko rozprawy.

   Nad nami górowała wielka figura Pana Jezusa Miłosiernego...krzyczałem tylko w duszy: „Jezu mój kochany”. Słowa kapłana rozpoczynające Mszę Św. wpadały w serce, bo widziałem bezmiar łask, którymi jestem zadziwiany.

   Ponadto napłynęło poczucie miłosierdzia dotyczące moich spraw...w tym zawodowej, bo koledzy tkwiąc w grzeszności gubią siebie i innych...

    Od Ołtarza Św. padną słowa (Syr 6, 5-17) o prawdziwej przyjaźni: „Wierny bowiem przyjaciel potężna obrona, kto go znalazł, skarb znalazł”, a kapłan powiedział, że „biednym duchowo jest człowiek, który nie ma żadnego przyjaciela”. Moje serce uciekło do Pana Jezusa, bo na tym zesłaniu wiara umiera, a przyjaciółmi są towarzysze stołu.

    Później wspomniał o ks. Michale Sopoćko, który prowadził s. Faustynkę w imieniu Pana Jezusa. Pochodził z rodziny, która miała 24 km do kościoła i w każdą niedzielę jeździli na Mszę św. wozem konnym. 

    Ja w tym czasie pomyślałem o wszystkich wygodnickich z mojego miasta, obdarowanych, którym Pan Jezus nie jest potrzebny. Na obu nabożeństwach było około 100-200 osób...w tym większość to „resztka Pana". 

   Psalmista zawołał (Ps 119/118): „Prowadź mnie, Panie, ścieżką Twych przykazań /../ Pozwól mi zrozumieć drogę Twego Prawa /../ Prowadź mnie ścieżką Twoich przykazań, bo przynoszą mi radość”. Jeszcze nie wiedziałem, że to będzie w ramach dzisiejszej intencji modlitewnej.

    Organista śpiewał o zranionym Sercu Pana Jezusa, Eucharystia ułożyła się w koronę, a po wspólnym odmówieniu koronki do Miłosierdzia Bożego zostaliśmy pobłogosławieni przez kapłana Monstrancją. 

   Przez moje serce, które jest symbolem duszy przepłynęły fale promieni jak na obrazie Pana Jezusa Miłosiernego...to był wstrząs duchowy w którym zawołałem: „och Jezu! Jezu!”

   Wszystko zakończyła pieśń: „Jezu ufam, ufam Tobie, miłosierne Serce Twe, Jezu ufam, ufam Tobie, nie zawiodę Cię”. Nie mogłem wyjść z kaplicy, tak chciałbym tutaj zostać, mówić i słuchać Słowa, chwalić Pana na cały świat. W domu zesłabłem w ciele i popłakałem się podczas zapisywania tego świadectwa wiary...

                                                                                                                            APeeL