W nocy poprosiłem Ducha Świętego o pomoc w zapisach, bo sam z siebie nic nie mogę. Przez 2.5 godziny "nic nie szło"...wskazano mi na długi tekst, który okazał się ciągiem z 28 i 29 lutego. Całkowicie rozczarowany poszedłem spać o 3.30, a niepowodzenie wyjaśniło się dopiero na Mszy św. porannej.

    Pomoc Ducha Świętego była wielka, ponieważ prosiłem o natchnienie, a chciałem wdać się w bój na forach...czyli pisać o sobie. Sam zobacz naszą nędzę, bo prosisz o coś i nie dostajesz! Ilu normalnych tak postępuje, a nawet przez to odwracają się od Boga!

    Po wejściu do kościoła usiadłem naprzeciwko Jezusa na krzyżu, a światłość słoneczna wpadająca przez witraż zalała moją osobę. Później wzrok zatrzymał fresk na którym Pan Jezus trzymał ręce nad klęczącym. Ja odebrałem to jako błogosławieństwo...

    W tym czasie prorok Micheasz wskazał na naszego Boga Ojca, który nie żywi gniewu na zawsze, bo jest miłosierny. Ja wiem o tym i jestem żywym przykładem uratowania od śmierci („byłem umarłym”), a teraz też grzeszę i po żalu jestem przytulany.

   Nie zmarnuj mojego dzisiejszego świadectwa wiary. Psalmista potwierdził, że „Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia /../ Nie postępuje z nami według naszych grzechów /../.” Natomiast w Ew. (Łk 15, 1-3.11-32) Pan Jezus wskazał na ojca ziemskiego, który miał dwóch synów.

   Jeden z nich roztrwonił majątek z nierządnicami (marnotrawny) i wrócił ukorzony ze słowami, że „nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Wyprawiono mu godne przyjęcie, które rozsierdziło syna dobrego. Usłyszałem w tym momencie słowa od Boga do mnie: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze Mną i wszystko, co Moje, do ciebie należy”.

  Popłakałem się, ponieważ ujrzałem krytykowanie dzieci marnotrawnych, które są bardziej kochane przez Boga ode mnie. Moją powinnością jest wołanie za takich, bo jeszcze niedawno sam byłem umarły i modlono się o moje nawrócenie z zamawianiem Mszy św. (pacjentki).

    Wszystkiego dopełniła pieśń: „Jezu, Jezu do mnie przyjdź”...szedłem do Eucharystii z płaczem, a później zostałem powalony na kolana, chwyciłem twarz w dłonie i nie mogłem wyjść z kościoła. Z człowieka cielesnego stałem się promieniująca duszą. Tak chciałbym zostać sam na Sam ze Zbawicielem, ale już zaczęła się następna Msza św.!

   Zdruzgotany w ciele, zaskoczony bliskością Boga Ojca wychodziłem w najwyższym uniżeniu, cichutko zamykając drzwi. W ręku znalazła się zostawiona książeczka: „Ziarna wieczności” Charlesa Leppetit z której wysunął się wizerunek św. Rodziny ze słowami Pana Jezusa do mnie: „Czuwaj nad sobą nieustannie /../ strzeż zmysłów /../ wtedy twoja modlitwa będzie skuteczna /../”.

    Po wyjścia z kościoła śpiewały mi ptaszki, budził się słoneczny dzień. Serce i usta zalewała słodycz, której nie da się opisać. Zarazem napłynęło współcierpienie z Panem Jezusem z powodu niechęci ludzkości do Królestwa Bożego, negowanie Prawdy, pragnienie głupiej i grzesznej wolności z opętaniem (co widzimy obecnie w naszej ojczyźnie)…

   Na ten moment chciałoby się usiąść i płakać...nad tym światem razem z Panem Jezusem, a mój stan wyjaśniła piosenka Edyty Geppert „Zamiast” (wejdź na YouTube), której słowa sparafrazuję:

   Pan jest i wie wszystko o nas. Moje grzechy zostały zmazane, bo Pan nie jest drobiazgowy. Teraz jak nigdy pragnę świętości, bo to życie minie jak zły sen...

                                                                                                                             APeeL