W drodze do kościoła Szatan zalał mnie niechęcią do modlitwy za ojca, a później okaże się, że miał dodatkowo ciężki zawał serca. Z tej diabelskiej niechęci „przebudziłem się” przy drodze krzyżowej i zacząłem wołać za niego.

   Poświeciłem też w jego intencji poranną Mszę św. z Eucharystią oraz nabożeństwo do Najś. Serca Maryi...z wołaniem do Matki Bożej: „módl się za mojego ojca.”

   Natomiast w drodze do pracy (dyżur w przychodni) odmawiałem koronkę do Miłosierdzia Bożego w intencji: „jego grzechów”. Napłynęła także postać zmarłego kolegi i przy okazji wołam za jego duszę.

   Poczułem, że te dwie modlitwy są zgodne z Wolę Boga, przecież moja Prawdziwa Matka nie chce, aby ojciec ziemski miał kłopoty po śmierci, a pamięta także o koledze z ławy szkolnej.

   „Och, Jezu mój, żył tak jak żyłem ja i większość...jakże grzesznie zachowałem się na jego ślubie, wybacz Panie!...wybacz Jezu przy okazji moje grzechy!

   W przychodni dopadł mnie przestraszony i zadyszany pacjent, a był tylko jeden...ostentacyjnie uciekłem do WC. Przez cały dyżur trwał spokój, a zły straszył „naporem” chorych...było ich raptem trzech! To był wynik prośby do Matki Bożej, bo chciałem przepisać zaległości.

    Teraz na działce próbowałem w złości odmawiać narzucone sobie modlitwy, a Pan Jezus zapytał: „czemu ranisz Moje Serce?” W refleksji pomyślałem, że taka modlitwa nie jest przyjmowana...podobnie jak ustna (mantry). Na świecie modli się tylko garstka, kto o tej porze pamięta o Panu Jezusie? Ludzie tylko pracują i żyją dla życia.

   Mam odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz drogę krzyżową ze „św. Agonią" Zbawiciela w intencji „ludzkości i wszystkich grzeszników.”

   W czasie wyjścia do kościoła na Mszę św. wieczorną siostra wezwała mnie do chorego ojca w odległym szpitalu. Odpowiedziałem jej, że: „doprowadziłem go do spowiedzi”.

   To było na dyżurze w pogotowiu sprzed kilku dni. Już na jego początku przekazałem Matce Bożej moje pragnienie odwiedzenia chorego ojca (musi trafić się odpowiedni wyjazd)...wprost byłem pewny, że Matka pomoże. Nie z mojej winy trafił się poturbowany przez konia.

   Miałem problem czy pacjent nie wymaga skierowania do innego szpitala. Moją metodą zawołałem do Nieba i w odpowiedzi zrozumiałem, że mogę jechać na chirurgię ogólną tam, gdzie przebywa ojciec. Kupiłem pomarańcze, odwiedzam ojca i ustaliłem jego zgłoszenie się do spowiedzi z Wiatykiem (kapłan będzie za dwa dni). Na odchodne pocałowałem go w rękę...

   Wyraźnie widziałem działanie Matki Bożej z pewnością, że ojciec przeżyje te dwa dni! Przez serce przepłynął dreszcz miłości Bożej. To sekundka, bo więcej nie wytrzyma nasze nędzne ciało. W radości odmówiłem pozostałe części modlitwy różańcowej.

   Po ponownej Mszy św. wieczornej chciałem pozostać i odmówić całą modlitwę, ale kościelny ma metodę na wyganianie wiernych: robi szum, przesuwa ławki i dzwoni kluczami...nigdy nie powinien posługiwać w Domu Boga Ojca.

   Z kuzynem pojechałem ponownie do ojca, który nie przetrzymał zabiegu chirurgicznego i zawału serca…

                                                                                                                             APeeL