Przed śniadaniem napłynęła prośba „pomódl się w ciszy”, co uczyniłem prosząc, aby: „Pan Jezus pozdrowił ode mnie s. Faustynkę i był łaskawy dla szerzących Miłosierdzie Boże”. To był początek nawrócenia, a ja już wsłuchiwałem się w „głosy płynące ze strony Bożej” (natchnienia).

    Dzisiaj pracuję jak stachanowiec, a właściwie niewolnik na „dwa fronty” (pogotowie + dyżur w przychodni). W przychodni mówię do wątłego i chorego mężczyzny, aby rzucił palenie, bo zabija siebie i swoje dzieci, ponieważ - przez bierne palenie - stają się palaczami.

   Siły ciemności pragną, aby chorował, a nawet umarł i nie wychował swoich dzieci. Zaleciłem, aby rzucając palenie zacząć od piątku, wcześniej trzeba poprosić o pomoc, wyrzeczenie ofiarować Matce Bożej, a w upadku nie rezygnować. Po wytrwaniu w piątki trzeba dorzucić środę, a końcu podeptać papierosy! 

 Pan dał wzmocnienie, bo z włączonego „Ziarna” płynął piękny śpiew dzieci podwórkowych z towarzyszeniem gitary i akordeonu w warszawskiej studni podwórkowej: „Maryjo! Matko nieba i ziemi". Przypomniała się wczorajsza pieśń: „popatrz Mario jak Cię kocha lud”.

    Napłynęła wielka tęsknota w której zrozumiałem jak koją zawołania w litanii, które są zarazem podziękowaniem; „Jezu mój! Jezu!"! Właśnie trafił się nagły wyjazd...dobrze, że znam już części chwalebne różańca, które wypadają dzisiaj.

   Przy odpowiednich dziesiątkach śpiewałem w duszy; „Zmartwychwstał Pan” oraz na tę samą melodię „W Niebo wstąpił Pan”, a serce zalewała słodycz i pokój! Tylko modlitwa i Eucharystia koją tęsknotę naszej duszy, bo ciało może pocieszyć umiłowana osoba.

    W łączności modlitewnej z Matką Jezusa załatwiałem „dziadków”, kłucia w sercu, anginy, ciążę z łuszczycą, przewlekłe zapalenie zatok. Przy „Zesłaniu Ducha Św.” zawołałem; „przyjdź Duchu Św. i rozjaśnij umysły ludzi z którymi się stykam, otwórz ich serca...pokaż im Radość, Dobro, Sprawiedliwość, Wolność, Miłość, Prawdę i Mądrość Bożą."

    Nagle moje serce, a właściwie okolicę splotu słonecznego (nadbrzusze) zalało poczucie posiadania duszy. W okamgnieniu stałem się małym w ciele, cichym z pragnieniem milczenia i samotności.

   W tym stanie uciekłem do pokoju lekarskiego, gdzie prosiłem Bogu w intencji przeklinającego personelu i żartującego z Szatana. Jeszcze niedawno byłem podobnym, a teraz cierpię z powodu tego, że poznałem Prawdę: Jest Bóg Ojciec, Pan Jezus, Duch Święty, jest też Matka Boża.

    Kolega dyżurny oglądał film „Juliusz Cezar”, a ja powiedziałem, że Pan Jezus wyzwolił nas z więzów szatańskich, przymusowych modlitw do bożków, zabobonów, pokazał nam drogę ku świętości...dał nam całkowitą wolność, a jest to wolność Synów Bożych!

    Natomiast Matka Boża wyzwoliła niewiasty dla których nie było miejsca nawet w synagogach, a dzisiaj - oprócz Sakramentu kapłaństwa - wszystko jest dla nich otwarte. Kolega w odpowiedzi zaczął atakować lokalnego kapłana oraz ustawę antyaborcyjną...wcześniej żartował z demonów, a teraz mówił od nich.

    Intensywnie napływały od niego myśli o grze w "tysiąca", a ostatnio zapierał się, że gra ze mną ostatni raz. Teraz cierpi honorowo, a ja nic się nie odzywam, bo zbliża się północ i jestem z Ojcem Pio.

    Nagle trafia się pobity bluźnierca, który ma śliwę pod okiem i krzyczy, abym umył mu twarz, bo jest chory! Śmiejemy się...to mój pacjent, który głupieje po alkoholu.

                                                                                                                 APeeL