Na dyżurze w pogotowiu, w środku nocnego wyjazdu karetką wołałem: „Matko moja! Matko Miłosierdzia! Przyjmij moje udręczenie i udręczenie tych z którymi się zetknąłem. Przyjmij też moją sprawę w intencji pokoju na świecie”.

    Moje serce jest pełne smutku i rozterki, ponieważ stanąłem w obronie krzyża Pana Jezusa, który powalił kolega psychiatra i spotkała mnie dintojra. Jeszcze nie wiedziałem, że dalej trwa totalitaryzm i to bardziej groźny od otwartego (chińskiego), bo zakamuflowany.

    Dziwne, bo dzisiaj, gdy opracowuję ten zapis (09.11.2012) odbiorę kolejne wezwanie na spotkanie z kolegami. Ile jeszcze będzie trwało celowe nękanie? Jak długo będę musiał tłumaczyć się z moich przeżyć po zjednaniu z Panem Jezusem w Eucharystii?

    Jakże ciężko jest chora s. Faustyna (posłuchaj czytanego w radiu Maryja jej „Dzienniczka”) i wszyscy kochający Boga Ojca. Ja jestem twardy i wiem, że to próba Boga w której otrzymam wsparcie.

    W tym czasie (2007-2012) byłem na 2-3 tysiącach Mszy św.! Wiele cierpień i postów duchowych przekazałem na ręce Matki Bożej, a ile razy „umierałem” podczas modlitw za innych i za dusze zmarłych.

   Na Mszy św. „spojrzał” obraz MB Częstochowskiej, a organista właśnie śpiewał; „Serdeczna Matko, Opiekunko ludzi niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi”. Jakże koi zaproszenie do tego kościoła, bo Serce naszej Matki jest "otwarte każdemu, a osobliwie nędzą strapionemu (...)”.

    Podczas powrotu do domu ponownie napłynęła bliskość Matki Bożej i przy garażu wołałem ze łzami w oczach;

„Matko! Ty każdego przytulisz i od zguby ziemskiej oraz wiecznej ochronisz.

Dotkniesz, a łzy same płyną.

Wybranko Boga i moja…

Wybranko smutnych, oskarżonych, osamotnionych, strapionych i porzuconych. 

Wybranko niechcianych i to przez siebie samych.

Nie zna Ciebie świat, żebrak i bogacz, władca, a także poddany.

Nie zna Ciebie zadziwiony i w piękno obrazu wpatrzony.

Nie zna Ciebie matka zła, a nawet dobra.

Nie zna Chinka i Polka, a nawet ta, która mówi, że Cię zna!”...  Tak się jakoś „wierszowało”.

     Ile człowiek może wytrzymać: dyżur w pogotowiu, nękanie ze strony kolegów wrogich Bogu, codzienny nawał chorych w przychodni oraz cierpienia związane z łaską wiary.

     Kończę ten zapis, a Pan Jezus z Całunu zaprasza do otwarcia tomu, gdzie V. Ryden prosi: "Panie Pokoju, czuwaj nad moją duszą i bądź moja ostoją przeciw wilkom, które mnie ścigają (...) wyzwól moje stopy od ich sieci i zasadzek, bo wymyślają fałszywe oskarżenia".

    Pan jej i mnie odpowiedział, że: „Pójdę z Jego Krzyżem w jednej dłoni, a w drugiej z Jego Słowem, które będzie dla mnie lampą”. To wielka prawda.

     Wrócił czas dyżuru w pogotowiu, gdy na szczycie udręki fizyczno - duchowej pacjentka podarowała mi miód z własnej pasieki z poświęconym obrazkiem MB Fatimskiej.

    Jak Pan Bóg to wszystko układa i jak dał jej to święte natchnienie?             APE