Wrócił ból wczorajszego dnia, bo wystąpił konflikt pomiędzy miłością do Boga i stworzeń. Wychodzę na Mszę św. poranną i wołam do Stwórcy, który zna moje serce i moje cierpienia:

    „Panie Jezu! tylko Ciebie kocham! Ty zawsze jesteś wierny i nigdy nie wypominasz przebaczonych grzechów”. Płyną czytania i słowa Jezusa o błogosławionych. Św. Hostia pęka na pół „My” z miłości do Pana Jezusa.

    Od 7.00 -14.40 w przychodni trwał nawał, kłótnie i krzyki, ale miałem moc i załatwiłem wszystkich.

Teraz przesuwają się cierpienia związane z brakiem miłości;

- pacjentka została porzucona przez męża, a mają chore dziecko i alimenty

- popłyną obrazy dzieci z ośrodka opiekuńczego (porzucone przez adaptujących)

- chorzy na nowotwory, bezdomni i bezrobotni.

- ofiary śmierci nagłej (właśnie jest pogrzeb naszego kierowcy z pogotowia)

- w telewizji płacze matka, której zabrano dziecko.

    Wyszliśmy na spacer z żoną, a ona zezłościła się i uciekła. Przepłynął cały świat pragnących miłości, zakochanych, bijących się o partnerów, przysposabiających dzieci, bezdzietnych. Dalej porzuconych (w tym przez rodziców) i przez rodzeństwo, rozdzielonych...także przez śmierć. 

    To cierpienie nie ma końca. Na szczycie tej piramidy miłości...jest Zbawiciel, który oddał Swoje Życie za nas i dla naszego zbawienia. To wielkie cierpienie towarzyszyło mi podczas całej modlitwy. Przypomniało się pękniecie św. Hostii. W ręku mam przykłady cierpiących z powodu miłości do Boga naszego: stygmatyk o. Pio, w „Niedzieli” będzie św. Antoni, a z telewizji „Puls” popłynie dyskusja o celibacie (cierpieniu ciała) i miłości duchowej do Pana Jezusa.

    Jakże Bóg zadziwia mnie każdego dnia...nigdy nie przypuszczałem, że ta łaska będzie trwała aż do edycji tego zapisu (14.06.2019)… 

                                                                                                                                    APeeL