Rano napływała pokusa wypicia "tylko pół piwa", słabnę, ale przypomniałem sobie wczorajszą prośbę do Pana Jezusa, aby dał mi siłę w piciu wody mineralnej! Tak uczyniłem...

   Pracuję normalnie, a w momentach w których nie biorę podarunków lub czynię coś z prawdziwej miłości napływa do mnie pieśń; "Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata" - to powtarza się 3 razy.

    Staruszce narzekającej na choroby i bardzo niecierpliwej mówię, aby "nie poprawiała Pana Boga", młodej i przestraszonej wskazuję, że "bez Stwórcy nawet nie może sama umrzeć"! To wypłynęło z mojej duszy, ale wielu ciężko chorych prosi o śmierć lub żąda tego, a ona nie nadchodzi! Sam Bóg nas powołuje i odwołuje z wygnania!

   O 15.00 umęczony wracałem modląc się do "miejsca stałego zakwaterowania", a na progu przywitała mnie zapłakana żona, bo syn się upił...w mieszkaniu czuć alkohol. Pierwszy raz nie krzyczę i nic nie mówię, bo trzeba uniżyć głowę przed strasznymi sztuczkami szatana.

    Syn miał iść dzisiaj do spowiedzi i Św. Hostii (zakończenie roku szkolnego jako podziękowanie za przepchnięcie do następnej klasy. W sercu czuję, że jest mi potrzebna cisza, modlitwa, przygotowanie do Mszy Świętej. Zły podsuwa "działkę", ale pozostałem w domu modląc się w tej ciężkiej dla nas sytuacji.

    W czasie wieczornej Mszy św. znalazłem się z Panem Jezusem na Via Dolorosa...serce ściskał, a w duszy pojawiały się sekundowe drżenia. Właśnie została mi ta cząstka różańca. Kapłan wymienia intencję - nazwiska zmarłych nauczycieli - ateistów...tutaj Jezus dał im wszystko, ale nie chcieli Go! Teraz pozostaje nasza pomoc.

   Nie mogę się pogodzić z odprawianiem Mszy Św. tylko za bogatych. To absolutnie nie jest zgodne z nauką Jezusa, bo "bogaty nie może trafić do Królestwa Niebieskiego." Dzisiaj, gdy to przepisuję (29.08.2019) to błąd, bo jeżeli Msza Św. nie trafi za takiego to jest przekazywana za inne dusze.

    Eucharystię przyjąłem w intencji syna, aby Pan "otworzył mu oko" - z tego złego czynu musi powstać dobro prawdziwe! Moje serce zalała miłość, radość, pokój i ufność. Wracałem z kościoła podśpiewując i pozdrawiając ludzi.

    W relacji telewizyjnej był reportaż o śmiertelnie upadłej narkomance. Ta dziewczyna opowiadała o tragedii swojego nałogu, a ja odczułem cierpienie Matki Prawdziwej czekającej na jej zawołanie; "Matko! Matko! Matko pomóż!"

    Padłem w kamienny sen...

                                                                                                                               APeeL