Od rana trwa słabość i brak werwy do pracy oraz wielkie zniechęcenie, a nawet poczucie bezsensu życia. To szczególnie jest nasilone rano, gdy zrywa budzik, a człowiek ma wiele przerw w czasie snu.

    Przed Mszą św. w głowie same „problemy”: Putin w Iranie, PO, afery w służbie zdrowia (handel szpitalami)…ja wiem o tym i widzę przygotowania do przejęcia przychodni. Jeszcze wypadek min. sprawiedliwości Ziobro (podejrzenie o zamach) i przykrość, bo przy ujęciu wody ze studni głębinowych zrobiono wysypisko śmieci (dywersja).

    Podobieństwo do Boga słabnie, gdy mamy wiele spraw ważniejszych od Niego („ludzkich”). Na podłodze kościoła kamienie utworzyły wizerunek konia-diabła.

   Po św. Hostii pierwszy raz mam pokazaną nicość tego wszystkiego, bo ujrzałem nasze sprawy z odległości Nieba. Ziemia to mała kulka, która stała się nagle obca, bo wróciłem do Ojczyzny Prawdziwej. Tak, przecież na większość spraw nie mam żadnego wpływu.

   Wielkie kłopoty w pracy, kłótnie i bałagan. Początek nie zapowiadał tego, ale teraz przesuwają się;

- żona umierającego w moim bloku  (nowotwór)

- żona ciężko chorego po udarze

- matka 5-tki dzieci bliska samobójstwa

- młoda umierająca (dziecko i rodzina)

- skrzywdzona przez ZUS, bo nie otrzymała należnej renty.

     Mało pacjentów, ale cały czas muszę wypełniać różne dokumenty. Nic nie wychodzi, nawet źle łączą telefony, przeszkadzają przedstawiciele firm. Nie można złapać muzyki. Na końcu wizyta z wydaniem karty zgonu samobójcy (powieszenie).                       APEL