Na dyżurze w pogotowiu nic nie możesz przewidzieć. Właśnie  bezradny staruszek wezwał nas do syna chorego psychicznie, którego ze szpitala zabierała matka. Naprawdę nie ma żartów, bo mówił do nas z nożem w ręku, że „teraz je śniadanie”.

    Nawet wezwana policja nic nie poradziła, bo zamknął się w pokoju, a oni nie mogą robić „włamania” tylko straż. Teraz on się przestraszył...powrotu do szpitala!

    Kolega obcokrajowiec "zażartował" (trudności w "grze słówek"), a sanitariusz autentycznie groził mu smsem i naprawdę go zdenerwował. 

    W biednej chatce trafiłem na chorą po operacji raka jelita z 85-letnim staruszkiem, który od lat wszystkiego się boi. Podziękował mi za pocieszenie. Wskazałem jak mają załatwić bezpłatny transport.

    Tak się stało, że w dwóch następnych wyjazdach trafiałem na podobne sytuacje. Oto rodzina  wystraszona zawałem serca u dziadka, który na  podwórku w wielkiej klatce ma psa mordercę (amstaffa) z potężnym łbem…naprawdę wywołuje trwogę. Na ten czas w izbie przyjęć szpitala pokazywano obsługę defibrylatora (do uderzania prądem  zmarłych)…

    Jeszcze policja, kompletnie pijana matka, która krzyczy i kopie radiowóz. Dla uspokojenia została potraktowana gazem. Teraz ma upapraną twarz, szczypią ją oczy. Kuratorka kręciła się i żądała przewozu karetką wypadkową jej rocznego, uśmiechającego się synka! 

    Prawie chciało się płakać, bo rano napływało pragnienie świętości, a teraz muszę się kłócić. Upadłem, bo w takim pragnieniu ”mam być cichy i pokorny"! To były próby badające stan miłości w moim sercu. 

    Niepotrzebnie oponowałem i wskazywałem, że  z punktu widzenia społecznego karetka wypadkowa powinna stać i czekać na odpowiednie wezwanie. Jeszcze nie wiedziałem, że to wszystko „mam ułożone”, a moja pomoc - w każdym z tych przypadków - była niezbędna.

    Znalazłem się też u babci, która ma niejasne utraty przytomności (wcześniej zawoziłem ją do szpitala). Nad chorą stała najbliższa rodzina i w wielkiej panice winiła cały świat. Pocieszyłem ich i prawidłowo załatwiłem.

    Teraz znalazłem się w ośrodku dla dzieci niechcianych. To jakby namiastka raju, bo las, ptaszki i dzieci, które na co dzień nie znają miłości. Żartowałem z nimi, lampką "badałem" wszystkim gardła, a jedną z dziewczynek podrzucam do góry…aż prosiła się wielka torba ze słodyczami! Zła pielęgniarka zeszła do nas i nastał "spokój".

    W TV pokazano obrazy ptaków drapieżnych, które są wytrwałe w krążeniu nad żerowiskiem, mają dobry wzrok i węch. To samo jest z rybami...20-tonowe wieloryby przesiewają drobnicę w potężnych paszczach. Właśnie na sygnale ruszyła „R-ka”, a z gazety spojrzał agent w ciemnych okularach. 

    To ułożenie intencji trwało jeszcze dzisiaj, w dniu jej opracowania (22.12.2013), bo musiałem interweniować u młodej sąsiadki, która przeraźliwie krzyczała po powrocie do domu agresywnego partnera. 

    Pobiegłem na górę, bo w domu jest niemowlę. Złość, szum, policja i płacz mojej żony. Nie jest przyjemnie, gdy człowieka wyzywają i grożą mu „walnięciem w łeb na mieście”. Niektórzy młodzi uważają, że im wszystko wolno, a później przeklinają swój los w więzieniu...         APEL