W eterze czułem zły dzień i przezornie przeżegnałem mieszkanie wodą święconą od s. Faustynki prosząc, aby „dzisiaj wszystko działo się z Wolą Bożą”, bo czeka mnie ciężki dzień (dyżur w pogotowiu z równoczesnym zabezpieczaniem oddziału wewnętrznego).
Wczoraj miałem problem - co zrobię z tym pacjentem, który przyjedzie? Izolatka zajęta, a właśnie przybyła rodzina z informacją, że dziadek zmarł. Nie chodzi o to, że pozbyłem się problemu, ale jego pobyt na ziemi był już niepotrzebny - on zmarł już wcześniej (udar) i prowadził życie roślinne.
Co pewien czas napływało od Szatan; „dziś cię wykończę”. Wszystko wykonywałem na granicy wytrzymałości nerwowej i chwilkami wołałem; Panie pomóż...Panie pomóż”. Właśnie zerwano do zatrzymania moczu, a łzy zalały oczy, ponieważ chore na sali śpiewały do Matki Bożej; „O! Maryjo pozostań z nami...bądź i nie opuszczaj nas!”
Jakby dla kontrastu mamy wezwanie do komendy policji, gdzie szarpie się, ubliża i grozi nam pijany osobnik. To dwa światy. Wyobraziłem go sobie trzeźwego i słabego w chorobie.
Teraz pędzimy z krwotokiem, a ja wołam do Matki o pomoc; „Matko bądź z nami...nie opuszczaj nas". W tym czasie napłynęło natchnienie, że mam prosić o zbawienie dla zespołu karetki. Moje serce objęło tych mężczyzn, ale w modlitwie przeszkadzała obecność Złego.
Po czasie pędzimy do zawału serca, a ok. 15.00 myśl krążyła wokół tych, którzy nie mają czasu dla Jezusa, zagonionych, a wreszcie umęczonych. Ponieważ przysypiałem z tego powodu ostatecznie wołałem „za umęczonych służbą”.
Ze szpitala wracaliśmy z ciężko chorą, którą przekazana nam odwieźć do domu. Jakby na pocieszenie w oddali ujrzałem kościół na tle krajobrazu! Intencję potwierdziło wielkie zmęczenie lekarza dyżurnego.
Przypomniało się umęczenie Pan Jezusa i tak zawołałem; „Boże, Ojcze Przedwieczny - przez zasługę umęczenia Pana Jezusa - miej miłosierdzie nad pełniącymi służbę”. Po odejściu Szatana padłem w blogi sen. Bardzo cieszył się pacjent z izolatki...mówił o radości i pokoju napływającym po przyjęciu Eucharystii!
- Pan jest na krzyżu (łóżko) i każdy dzień pana jest święty, może pan wielu zbawić swoim cierpieniem...rozmawialiśmy jak bracia.
Ponownie mówiłem do personelu o Niebie, Matce, mocy Bożej, której nie chcą ludzie oraz naszej słabości i odpowiedzialności za zbawienie innych...aż przestraszyłem się, że jest to pokusa gadatliwości!
Jakby na potwierdzenie tego ze „Słowa na niedzielę” padło zalecenie, że sami musimy poprawiać siebie. Bóg wie o naszej słabości i On dokonuje przemiany, a ja to potwierdzam! Od 16.30 do 23.00 stała się wielka cisza!
Dopiero po tym czasie miałem wyjazd do pijanego z rozbitą głową. Po drodze do szpitala wołałem w jego intencji. Po wszystkim podziękowałem Bogu Ojca z prośbą o zbawienie dla tych wszystkich, których spotkałem dzisiaj...
APeeL