Nie planowałem Mszy św. o 7.00, ale teraz cały czas płaczę z powodu wczorajszej intencji (za ofiary katastrof), bo nie mogę dojść do siebie po zawaleniu się Hali w Chorzowie z wystawcami gołębi. Jak nigdy podaję wszystkim rękę podczas przekazywania sobie znaku pokoju.

   Szatan wykorzystywał mój stan i dawał mi „wolne na wypoczynek”, bo w kościele będzie dużo ludzi...podsuwał nabożeństwo wieczorne o 17.00. Chodzi wówczas o całkowitą zmianę przebiegu duchowego dnia, niemożność odczytania intencji modlitewnej i zaniechanie wołania do Boga.

    Dobry odczyt czasu Mszy św. sprawi, że wieczorem wyjdę w ciemność, aby odmówić moją modlitwę. Eucharystia pękła na pół („My”), a właśnie wezwano mnie do zmarłej siostry zakonnej, której wydałem kartę zgonu.

    W tym momencie wyjaśnię różnice mojej przemiany duchowej i buddysty dążącego do nirwany. U mnie, po zjednaniu z Duchowym Ciałem Pana Jezusa dzieje się to natychmiast...nawet mojego udziału. W mgnieniu oka staję się całkowicie innym człowiekiem; z ciała z duszą, duszą z ciałem. To spływa jako dar z Nieba do mojej duszy - ciało jest wyłączone.     

   Natomiast ci bracia w swojej medytacji muszą dążyć do uniesienia duchowego, które jest namiastką naszej ekstazy. Ich stan dotyczy jakiegoś odrywania się od ciała bez zjednoczenia z Bogiem. Musiałby to przekazać były buddysta, ale mistyka z przekazywania świadectw wiary jest rzadkością.

   Na ten czas Marek Kalmus pisze błędnie w artykule; o "Mistrzu duchowym - guru". Zajmuje się tym człowiek duchowy; dlaczego nie odkrył Prawdziwego Mistrza, Jezusa Chrystusa z Nazaretu? Nie trzeba żadnych medytacji, ćwiczeń na które wskazuje autor. Dlaczego większość schodzi z Prawdziwej Drogi i czegoś szuka?

   W takiej chwilce nie chcę całego świata, ale w zjednaniu z Panem Jezusem pragnę tylko modlitwy z ofiarowaniem współcierpienia za innych, w celu zbawiania ich dusz. Popłakałem się podczas wołania do Ducha Świętego; „Boże! Duchu Święty!”

   Dalej straszliwy ból zalewał serce i duszę...mimo poczucia Obecności Boga Ojca. To jeden jęk z powtarzaniem; „Tato! Och Tato! Tatusiu! Tato! Tato!” Chwyciłem twarz w dłonie z pragnieniem powrotu do Domu Ojca, ale mam tutaj do wykonania jeszcze wielkie zadanie.

    Tak chcę cichości, milczenia, bycia małym i ostatnim, ale wciąż napływają ćwiczące próby, a jest ich nieskończoność. Dalej będą pokazywać straszliwe obrazy poszkodowanych; „Boże mój! Boże!” W płaczu popłynie moja modlitwa...

   Dzisiaj, gdy to przepisuję (05.09.2020) przestałem dawać osobiste świadectwo wiary z zapraszaniem do Domu Boga...w tym na codzienną Mszę św. Trudno być prorokiem we własnym kraju.

   Szukałem intencji, a przepłynęły obrazy lekceważenia Boga i Jego Miłosierdzia. Napłynęły słowa psalmu; „Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca!”

                                                                                                                            APeeL