Zwykły dzień tego zesłania. Na izolatce leży śmiertelnie chora z nowotworem i 90-letnia babcia z mocnym głosem („może występować w Senacie RP”)...

- Halo, halo...nagle krzyczy.

- Halo, halo...odpowiedziałem w żartach i ze zdziwieniem stwierdziłem, że umierająca spadła z łóżka (pielęgniarki na dały barierki). Podniosłem ją jednym ruchem i położyłem na łóżku. Skąd miałem taką siłę?

   Po obchodzie, podczas wypisu pacjentki zacząłem dziękować (wytrwałem na zastępstwie, od jutra jestem wolny): „Matko! Maryjo, dziękuję...wiem, że wszystko idzie dobrze dzięki Twojej pomocy". Przez moje ciało przepłynął dreszcz od głowy do stóp.

- Dlaczego pan nie rzuca palenia i co pan może poradzić pacjentom?...pytam zaczepnie kolegę psychiatrę.

- Wola...zespół abstynencyjny, itd!

- Dobrze, ale w wypadku alkoholika uzyska pan tylko przerwę w piciu, a on dalej będzie alkoholikiem! Trzeba prosić o dar odjęcia nałogu, a wówczas alkoholik staje się człowiekiem normalnym, będzie mógł pić alkohol, kiedy zechce!

- Nie słyszałem o takim wypadku!

- To zdarza się nawet u morfinistów!

   Pojawiła się przepalona papierochami matka z niewinną dziewczyną około 13-14 lat...skromną, w kolorowym ubraniu. Ta mała z krytyczną miłością podchodzi do palenia matki, która zaraziła tym nałogiem wszystkich dorosłych z rodzeństwa. Proszę ją, aby modliła się do Matki Boskiej Fatimskiej o dar rzucenia nałogu przez matkę! Jak wielka radość musi być w Niebie w takich momentach, gdy modli się tak niewinna istota!

   Szatan nie lubi dziękowania Matce Bożej. Mam wytrwać do jutra, a ten chce mnie zamęczyć dzisiaj. Już 17.00, a nadal trwa udręka, bo wielu chorych jest z brakiem zleceń. Wszystko w tym momencie się układa...obrabiam się.

   Wracam po schodach z oddziału wewnętrznego do pogotowia (dyżur) z poczuciem, że jestem „robotnikiem Jezusa”. Serce zalała Boża radość: "Panie Jezu, ja jestem Twoim robotnikiem...dla Ciebie jest ta praca, przekaż ją za tych, którzy żyją na luzie”. Popłakałem się...

    W pogotowiu, w jednym ciągu załatwiam: prawie śmiertelnie pokąsanego przez pszczoły, ciężko kopniętego przez konia i zranioną przez krowę! 

    Usiadłem na ławce pod gwiaździstym niebem, a właśnie przeleciał sputnik! Spragniony, bo przez cały czas trwał upał, wypiłem piwo z podziękowaniem: „Dziękuję Ci Jezu, dziękuję”.

    W uniesieniu zauważyłem, że w odróżnieniu od ludzi „normalnych" w smutku i nieszczęściu zwracam się do Jezusa i Maryi, a w zadowoleniu i radości oraz w zwykłym pocieszeniu...dziękuję! Teraz już nie żyję tylko ciele, ale duchowo dla Boga.

   Nagle usłyszałem rumor w pokoju lekarskim. Kolega obudził się ze strachu przed złodziejami. Powiedziałem, aby spał spokojnie, bo czuwam. Dodałem, że jeżeli kocha ten świat to dodatkowo życzę mu długich lat życia!

                                                                                                                                      ApeeL