Na dyżurze w pogotowiu ratunkowym...zbudzony zawołałem: „Dzięki Ci Jezu”. Po chwilce wysłano nas do wypadku. Pędzimy karetką w środku nocy, a ja odmawiam: „Ojcze nasz” za ofiary tego wypadku. Okazało się, że już była karetka, bo to nie nasz teren (ktoś źle określił miejsce)...

   Wsunąłem się pod kołdrę, złożyłem ręce (dyżurujemy w dwójkę w piwnicznej norze), a z serca popłynęło wołanie:

„Mateńko! Matuchno! Najświętsza. Maryjo Panno spraw, aby:

- więcej ludzi uwierzyło

- pociesz teraz umierających

- i zaprowadź ich do Twojego Syna.

- Ty, która nas znasz daj światło i siłę każdemu z osobna.

- Pociesz porzucone dzieci i bądź przy każdym umierającym!” 

     Nie mogłem tego zapisać, bo były to błyski przeszywające serce! W przychodni jakoś poszło, a teraz jestem na wizycie u babci, która dała mi wcześniej jednego pomidora (wyhodowanego w oknie). Teraz z wdzięczności zrywam dla niej różne dary działkowe...

   Wracamy, "Fiacik" wolno toczy się z górki, a serce znalazło się przy św. Janie: „czy słuszne jest to, co pisze?...czy chcąc trafić do Jezusa trzeba iść Jego drogą na Golgotę?”

   Ja myślę, że chodzi o przyjęcie własnych cierpień, ofiarowanie ich z poszukiwaniem i odnalezieniem Boga Ojca (poprzez ujrzenie cudu stworzenia wszystkiego). Mamy żyć w łączności ze Zbawicielem. W praktyce oznacza to codzienną Mszę św. z szukaniem Woli Boga Ojca. To tak mało, a zarazem wszystko.

    Ja wokół widzę ludzi zmęczonych życiem. Prawie pękają im głowy od kłopotów, a "kto idzie za Panem" otrzymuje pomoc, ale czyni to tylko garstka. Większość o nic nie prosi i za nic nie dziękuje. Z obowiązku idą na niedzielną Mszę św. i wołają do Boga w nieszczęściach. Można poznać ich postępowanie na naszych dzieciach, które robią co chcę, a w zranieniu w paluszek krzyczą: „mamo!”.

                                                                                                                             ApeeL