W momencie przebudzenia napłynął kolorowy obraz św. Teresy z Avilla z kwiatami i krzyżem jak na obrazach wiejskich. Wewnątrz walczę z resztką alkoholu...i przegrywam. Usiadłem w ciszy oddziału wewnętrznego i czytałem R. Brandstaettera:

„Módl się do Niego, mój synu.

Chociaż zanim Go poprosisz

On już pierwej wie, czego potrzebujesz

(…) Niebo żąda ciągłych potwierdzeń."

    To wielka prawda, bo modlitwa nie jest potrzebna Bogu, ale ona jest dowodem, że ty wiesz, że masz Ojca! To jest zarazem dowód twojej wiary. Jasno widzę, że nie uniknę walki, bo moje słabości są odkryte, a przegrana jest pewna...cała nadzieja w Bogu Ojcu! Personel dyskutuje nad zbiórką na wieńce!

- Proszę nie zbierać na wieniec w wypadku mojej śmierci!

- Dobrze, dobrze, ale cyganie na grobach własnych przodków piją wódkę...nawet kieliszek wlewają do grobu!

- To ludzie pustyni, którzy dopiero szukają źródła, a OAZA (Kościół Jezusa) jest blisko!

    90% ludzi to „normalni”...trzeba dostać się do grupy „nienormalnych”. Ten podział jest bardzo ważny: ze względów politycznych, religijnych i społecznych! W pewnym sensie można powiedzieć, że 90% to ludzie zniewoleni. Pan Roman stwierdza, że "za biurkami siedzą ludzie umarli”.

- No, to co?...rzucamy się na chorych? Personel uśmiecha się. Przed chwilką wypiłem ok. setki wódki (poratowany) i nie wiem jak mam wyjść z tego stanu?.

"Maryjo, Matko moja.

Maryjo, Panno Najświętsza

i Najczystsza pomóż...pomóż..pomóż!”

   W oczach zaszkliły się łzy...wiem, że pomoc nadejdzie, wróci siła i wola, a smutek opuści mnie. Wypiłem resztkę wódki: „Och! Jak dobry jest Pan! Jezu, mój Zbawicielu...dlaczego mnie wybrałeś?” Krzyczałem w myślach - mimo czynionego zła - powtarzając: „Matko pomóż!”

   Mimo nawału pracy wszystko dziwnie się układało, a tuż po jej zakończeniu pędzimy karetką. W tym czasie czytam dalej u brata Romana, że: „pustką zioną ludzie (…) Do ciebie mówię człowieku Mężu ciemności (…)”.

     Posiliłem się w karetce (piwem)...niech mi to wybaczy czytający! Wróciła moc ciała, a Pan skierował mnie do bardzo cierpiącej (nerwoból kulszowy)...jako reumatolog zabrałem ją do prowadzonego oddziału.

    W tym czasie ominął mnie wyjazd do wypadku z zabitym dzieckiem. Teraz jestem u dziadka całkowicie sztywnego (parkinsonizm miażdżycowy), który należy do tych, „co się nażyli”. Teraz ma zatrzymanie moczu, a ja pytam: "jak leci”. Wszystko rozumiemy i uśmiechamy się w oczach.

- Czy jest coś na tamtym świecie?...pytam podchwytliwe!

- Jest!...gdyby nie było, popełniłbym samobójstwo, pan wie jakie mam życie!

     Tych dwoje starych ludzi stanowiło dla mnie wielkie pocieszenie! Dzisiaj, gdy to przepisuję (w środku nocy 22.03.2021) łzy zakręciły się w oczach, bo spotkamy się, a ja w tym momencie nic nie pamiętam.

    Po powrocie do bazy wyszedłem na zewnątrz pogotowia, napłynął „zanik alkoholu we krwi”, a na ten czas Belzebub przysłał pijanego mechanika z butelką za pasem! Dobrze wiedział, że wyrośnie ze mnie szpieg, który będzie ujawniał jego obleśne metody…

                                                                                                                                 APeeL