Przed wyjazdem na wczorajsze nabożeństwo majowe drzwi garażu mogły uderzyć w bok samochodu. To zdarzenie nie było przypadkowe, ponieważ sprawdziłem czy nie było jakiegoś uszkodzenia i z natchnienia obejrzałem wszystkie koła (w tylnym robił się "kapeć"). Podjechałem do kompresora na stacji benzynowej.

    To zdarzenie pokazuje pomoc Boga w naszej codzienności. Ja wiem, że - negujący istnienie Stwórcy naszej duszy - uśmiechnie się i pomyśli o zdziecinnieniu staruszka. Ma rację, ponieważ mamy stać się jak dzieci...

    Na dzisiejszej Mszy św. porannej byłem drętwy: dotarły tylko słowa Pana Jezusa z Ew. (Mk 11,11-25) o drzewie figowym, które „przeklął” (wg Piotra), ponieważ nie miało owoców. 

    Eucharystia przewijała się do przodu i ustawiła pionowo wzdłuż jamy ustnej, a to oznaczało współdziałanie z Bogiem we „wszelakich złych przygodach”. Ja modlę się, daję świadectwo wiary, a jest to duży wysiłek z pomocą Ducha Świętego. Zarazem mam radość z uczestnictwa w zbawianiu, utwierdzaniu mających moją łaskę oraz wskazywaniu drogi poszukującym.

    Wymienię to, co mnie spotkało…

1. Z kołem trafiłem do zmieniającego przed miesiącem (chwaliłem go, a to - w moim wypadku - przynosi pecha). Nawet umówiliśmy się, że przy kliencie będę na niego narzekał. 

2. Pojechałem do przychodni z powodu przerostu gruczołu krokowego, stłuszczenia trzustki i wątroby...piszę to uśmiechając się, bo w tej samej grupie jest łysienie, zaburzenie pamięci i ogólne tetryczenie!

    Zważ, że wszystko zaczęło się od przeskoku przez płot, podejrzeniu uszkodzenia zoperowanej przepukliny (siatka)...zalecono wykonanie usg i tak trafię do urologa. Niewierzący powie, że to nic takiego, ale wyobraź sobie, że ktoś ma raka prostaty (nie daje żadnych objawów)...

   Od razu postanowiłem odchudzić się 10 kilogramów (uszczelnienie powłok brzusznych)...unikania picia wielkich ilości mleka, słodyczy i golonki.

3. W przychodni zauważyłem, że jest informatyk, który poradził mi, co uczynić, bo zaskoczony dałem dostęp do mojego komputera!

4. Po wszystkim napłynęło, aby zapalić lampkę pod moim krzyżem, bo przeoczyłem, a lubię, gdy płonie z czwartku na piątek. Przebrałem tam część zwiędłych kwiatów.

5. Natomiast żona po wieczornym nabożeństwie majowym podlała uschnięte rośliny przed kościołem...

    Podczas odmawiania modlitwy uwagę zwróciły; rdzewiejące samochody, kruszące się ogrodzenie betonowe, gnijąca trwa po skoszeniu, dom do sprzedania od lat...w tym czasie krążyłem po „Orliku” wymagającym generalnego remontu, gdzie znalazłem całkiem zardzewiałą monetę.

   To tylko przykłady „duchowości zdarzeń”. Ogarnij całą ziemię, którą mieliśmy „czynić sobie poddaną”, a za mojego życia ten cud stworzenia zniszczyliśmy szkodząc sobie i innym. Tak jest, gdy nie współdziałamy z Bogiem…

                                                                                                                         APeeL

 

Aktualnie przepisane...

15.04.1993(c) ZA CZCZĄCYCH I SŁAWIĄCYCH MIŁOSIERDZIE PANA JEZUSA

     W śnie było coś o Matce Bożej Pokoju z Medjugorie, a po przebudzeniu na stole wzrok zwróciło pismo "Echo", gdzie padły słowa do mnie: „modlitwa ma być najważniejszą sprawą dnia". To wielka prawda, ponieważ wówczas mamy stałą łączność z Bogiem Ojcem.

    W tym czasie zostałem zaatakowany przez demona...uderzył we mnie cierpieniem związanym z byciem na liście  proskrypcyjnej (łac. proscriptio): pozbawienie praw, skazanie na banicję (tutaj "obóz bez drutów") ze skazaniem „na śmierć”. Dzisiaj, gdy to przepisuję (28.05.2021) w 2008 r. będzie to śmierć cywilno - zawodowa (zawieszenie pwzl)...tuż przed emeryturą.

   To wszystko przepływało w nagłych błyskach...nie mogę przekazać szczegółów, ale zważ, że przeciętny człowiek "idzie na to". Porzuci modlitwę i zacznie rozmyślać, a przecież nie planował tego. Nawet nie wie, że jest to kuszenie!

    Z serca zawołałem: "Ojcze!  Przekazuję ci cierpienie odrzucających Ciebie". Wczoraj był reportaż o córce ojca pijaka. Między nimi wytworzyła się łączność miesiąc przed jego śmiercią. Ta dziewczyna nigdy nie modliło się za niego. Nie chciała złego ojca, a ludzkość nie chce Boga, Najlepszego i  Prawdziwego Ojca.

 Przed wyjściem do pracy zły kusił "dobrym dniem" z zaleceniem pójścia piechotą. Wybrałem samochód...później ledwie zdążyłem na dyżur w pogotowiu, gdzie trwał nawał aż do 20:00!

    Dodatkowo w rejestracji, dla własnego spokoju przyjmowano wszystkich, a kolega siedział i czytał gazetę...nie miał żadnego pacjenta. Ja w tym czasie dodatkowo zastępowałem ordynatora oddziału wewnętrznego (praca na dwa fronty). A to jest: obchód, wypisy i opisy chorych, ocenianie ekg (był zawał),  a do tego jeszcze wizyty domowe. Jak to wszystko przetrwałem?

    Mimo tego pomagałem z serca, pocieszałem, namawiałem do postów duchowych oraz modlenia się. Bardzo lubię chorych, szczególnie starszych. Często żartujemy, co nie podoba się personelowi... 

   W tak ciężkim dniu dodatkowo nękali mnie „towarzysze”, bo dzisiaj jest posiedzenie Sejmu RP, a szatan podsuwał wyrzuty sumienia. Pan Bóg przebaczył mi wszystko raz na zawsze, ale napływa refleksja jak czuł się Pan Jezus, gdy widział moje upadki? Nawet teraz szykuje się okazja do gry w karty z piciem alkoholu.

   Napływała zarazem pomoc, bo okresowo serce i duszę zalewała słodycz i radość Boża w której chciało się śpiewać „Anioł Pański”. Ludzie nie znają tej łaski i nie proszą o to pocieszenie.

    Jeszcze wypady do chorych babć (wizyty)...u jednej z nich trafiłem na obraz świętej Scholastyki ze stygmatami. Dobrze, że z bałaganu wyrwał mnie wyjazd za kolegę...wprost czułem, że jest to czas dany na modlitwę w intencji tego dnia.

    Podczas oczekiwania na zabranie pacjentki mówiłem łagodnie do psa na łańcuchu, a w tym czasie kury  dziobały ziarno, korzystały z tego sikorki, kaczka przebierała swoje pióra, a wielki kogut wskoczył na pień drzewa płot i dwa razy głośno zapiał.

    Wieczorem, Pan  sprawił pokój, udało się spożyć kolację i kontynuować moją modlitwę...podczas śpiewu ptaszków. To nie była modlitwa, ale wołanie do Boga Ojca o miłosierdzie nad duszami, które za życia głosiły Miłosierdzie Pana Jezusa. Jest mi przykro, bo „Słowo” dało wzmiankę o beatyfikacji s. Faustyny...małym druczkiem!

    Na dodatkowym wyjeździe podczas słów Pana Jezusa na Golgocie: "Oto Matka twoja, oto syn Twój" - wrócił obraz świętej Scholastyki z zapytaniem…

- Czy chciałbyś mieć stygmaty?

- Zdziwiony odpowiedziałem, że nie wstydziłbym się. Wszystkim opowiadałbym o tym momencie, mówiłbym o Panu Jezusie i szczycił się wybraniem.

    Kolega pojechał do zapitego, a ja trafiłem do dwóch młodych dziewczyn (po 20 lat)  z uszkodzonym układem mięśniowym. Masz wszystko sprawne, ale nie możesz nic uczynić (porażenia). Takie chore powinno pokazywać się wszystkim smutnym, a dzisiaj była wielka liczba takich...zdrowych 60 - 80 latków.

   Podczas powrotu z wyjazdu napłynął moment śmierci Pana Jezusa na krzyżu. Moje serce doznało wstrząsu...tak jakbym tam był z poczuciem, że Pana Jezusa nie będzie już na ziemi. Przebicie św. Boku Zbawiciela to moment wylania Źródła Miłosierdzia. Podczas koronki do 5-u świętych Ran Pana Jezusa demon ponownie zalewał mnie wyrzutami sumienia.

    Dobrze wie, że jest przegrany i nie może znieść mojego uniesienia modlitewnego. Na końcu tego dnia „spojrzał” Pan Jezus z Całunu („Prawdziwe Życie w Bogu”), gdzie były słowa do mnie: „Przyszedłem do ciebie, duszo. Rozpoznałeś mnie, duszo. Przyjąłeś mnie i dzieliliśmy twój posiłek".

    Natomiast Matka Boża Pokoju z Medjugorie (15.05.1989) powiedziała: „Zobaczcie kochane dzieci jak otwiera się natura, by przynieś życie i owoc. Tak zapraszam was do życia z Bogiem”! Podziękowałem za ten dzień…

                                                                                                                      APeeL