W śnie było coś o Matce Bożej Pokoju z Medjugorie, a po przebudzeniu na stole wzrok zwróciło pismo "Echo", gdzie padły słowa do mnie: „modlitwa ma być najważniejszą sprawą dnia". To wielka prawda, ponieważ wówczas mamy stałą łączność z Bogiem Ojcem.

    W tym czasie zostałem zaatakowany przez demona...uderzył we mnie cierpieniem związanym z byciem na liście  proskrypcyjnej (łac. proscriptio): pozbawienie praw, skazanie na banicję (tutaj "obóz bez drutów") ze skazaniem „na śmierć”. Dzisiaj, gdy to przepisuję (28.05.2021) w 2008 r. będzie to śmierć cywilno - zawodowa (zawieszenie pwzl)...tuż przed emeryturą.

   To wszystko przepływało w nagłych błyskach...nie mogę przekazać szczegółów, ale zważ, że przeciętny człowiek "idzie na to". Porzuci modlitwę i zacznie rozmyślać, a przecież nie planował tego. Nawet nie wie, że jest to kuszenie!

    Z serca zawołałem: "Ojcze!  Przekazuję ci cierpienie odrzucających Ciebie". Wczoraj był reportaż o córce ojca pijaka. Między nimi wytworzyła się łączność miesiąc przed jego śmiercią. Ta dziewczyna nigdy nie modliło się za niego. Nie chciała złego ojca, a ludzkość nie chce Boga, Najlepszego i  Prawdziwego Ojca.

 Przed wyjściem do pracy zły kusił "dobrym dniem" z zaleceniem pójścia piechotą. Wybrałem samochód...później ledwie zdążyłem na dyżur w pogotowiu, gdzie trwał nawał aż do 20:00!

    Dodatkowo w rejestracji, dla własnego spokoju przyjmowano wszystkich, a kolega siedział i czytał gazetę...nie miał żadnego pacjenta. Ja w tym czasie dodatkowo zastępowałem ordynatora oddziału wewnętrznego (praca na dwa fronty). A to jest: obchód, wypisy i opisy chorych, ocenianie ekg (był zawał),  a do tego jeszcze wizyty domowe. Jak to wszystko przetrwałem?

    Mimo tego pomagałem z serca, pocieszałem, namawiałem do postów duchowych oraz modlenia się. Bardzo lubię chorych, szczególnie starszych. Często żartujemy, co nie podoba się personelowi... 

   W tak ciężkim dniu dodatkowo nękali mnie „towarzysze”, bo dzisiaj jest posiedzenie Sejmu RP, a szatan podsuwał wyrzuty sumienia. Pan Bóg przebaczył mi wszystko raz na zawsze, ale napływa refleksja jak czuł się Pan Jezus, gdy widział moje upadki? Nawet teraz szykuje się okazja do gry w karty z piciem alkoholu.

   Napływała zarazem pomoc, bo okresowo serce i duszę zalewała słodycz i radość Boża w której chciało się śpiewać „Anioł Pański”. Ludzie nie znają tej łaski i nie proszą o to pocieszenie.

    Jeszcze wypady do chorych babć (wizyty)...u jednej z nich trafiłem na obraz świętej Scholastyki ze stygmatami. Dobrze, że z bałaganu wyrwał mnie wyjazd za kolegę...wprost czułem, że jest to czas dany na modlitwę w intencji tego dnia.

    Podczas oczekiwania na zabranie pacjentki mówiłem łagodnie do psa na łańcuchu, a w tym czasie kury  dziobały ziarno, korzystały z tego sikorki, kaczka przebierała swoje pióra, a wielki kogut wskoczył na pień drzewa płot i dwa razy głośno zapiał.

    Wieczorem, Pan  sprawił pokój, udało się spożyć kolację i kontynuować moją modlitwę...podczas śpiewu ptaszków. To nie była modlitwa, ale wołanie do Boga Ojca o miłosierdzie nad duszami, które za życia głosiły Miłosierdzie Pana Jezusa. Jest mi przykro, bo „Słowo” dało wzmiankę o beatyfikacji s. Faustyny...małym druczkiem!

    Na dodatkowym wyjeździe podczas słów Pana Jezusa na Golgocie: "Oto Matka twoja, oto syn Twój" - wrócił obraz świętej Scholastyki z zapytaniem…

- Czy chciałbyś mieć stygmaty?

- Zdziwiony odpowiedziałem, że nie wstydziłbym się. Wszystkim opowiadałbym o tym momencie, mówiłbym o Panu Jezusie i szczycił się wybraniem.

    Kolega pojechał do zapitego, a ja trafiłem do dwóch młodych dziewczyn (po 20 lat)  z uszkodzonym układem mięśniowym. Masz wszystko sprawne, ale nie możesz nic uczynić (porażenia). Takie chore powinno pokazywać się wszystkim smutnym, a dzisiaj była wielka liczba takich...zdrowych 60 - 80 latków.

   Podczas powrotu z wyjazdu napłynął moment śmierci Pana Jezusa na krzyżu. Moje serce doznało wstrząsu...tak jakbym tam był z poczuciem, że Pana Jezusa nie będzie już na ziemi. Przebicie św. Boku Zbawiciela to moment wylania Źródła Miłosierdzia. Podczas koronki do 5-u świętych Ran Pana Jezusa demon ponownie zalewał mnie wyrzutami sumienia.

    Dobrze wie, że jest przegrany i nie może znieść mojego uniesienia modlitewnego. Na końcu tego dnia „spojrzał” Pan Jezus z Całunu („Prawdziwe Życie w Bogu”), gdzie były słowa do mnie: „Przyszedłem do ciebie, duszo. Rozpoznałeś mnie, duszo. Przyjąłeś mnie i dzieliliśmy twój posiłek".

    Natomiast Matka Boża Pokoju z Medjugorie (15.05.1989) powiedziała: „Zobaczcie kochane dzieci jak otwiera się natura, by przynieś życie i owoc. Tak zapraszam was do życia z Bogiem”! Podziękowałem za ten dzień…

                                                                                                                      APeeL