Urwałem się z dyżuru w pogotowiu, a właśnie było pilne wezwanie. Uprzytomniłem sobie to dopiero podczas jazdy rowerem do domu rodzinnego. Tam pojawiło się dziecko, w mroku stała postać duszy żony brata z poczuciem, że on jest w całkowitej ciemności. Po przebudzeniu odetchnąłem, że nie jestem na dyżurze.

     Tutaj przekażę, że dusze potrzebujące naszej pomocy nie proszą o to, ale liczą na nasze wstawiennictwo (nie mogą nic zrobić dla siebie). Od razu wiedziałem, że mam za nich poświęcić Mszę św. z Eucharystią oraz być na wieczornym nabożeństwie do Serca Pana Jezusa z błogosławieństwem Monstrancją! To jest największa łaska...rzadko stosowana, bo nawet na zamawianych nabożeństwach nie widać członków rodzin zmarłych.

    Stałem na zewnątrz kościoła, w łagodnym poranku, a w serce wpadły słowa Ew (Mk 4,35-41) ze sceną burzy i napełnianiem się łodzi, a Pan Jezus w tym czasie spał. Przestraszeni Apostołowie zbudzili Go ze słowami: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” Po uciszeniu nawałnicy Zbawiciel zapytał: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary”?

    Eucharystia właśnie ułożyła się w łódź, a na nabożeństwie wieczornym wołałem: „Panie przekaż przywary brata na mnie i przesuń go w Czyśćcu”. Brat żył tym światem, pracowity, zatroskany o jutro, PZPR zwijała się, a on właśnie zapisał się do czerwonych (chyba bał się o swoją „dobrą” pracę...harówkę przy instalowaniu butli gazowych).

   Dorabiał się z żoną, zatroskany o jutro...umarł nagle w wannie (udar). Miał nawyk, co słowo to przekleństwo. Naprawdę wołałem za niego...nawet teraz, gdy to zapisuję mam łzy w oczach, a przypomniała się s. Faustyna tak błagająca Pana Jezusa o miłosierdzie dla wielu. Dodam, że w naszym kościele jest feretron z najpiękniejszym obrazem takiego Zbawiciela na świecie…

                                                                                                                                      APeeL