W zespole przewlekłego przemęczenia, nawet sen nie ukoi. Właśnie z ciężkiego snu zrywa budzik, a to przeszkadza w dobrym poczuciu i sprawności. Przed wyjściem do pracy pożegnałem żonę przestraszoną moim omdleniem ("po kopie i po chłopie"). 

   Każdy ma swój krzyż: mój to ciężka praca oraz współcierpienie z Panem Jezusem, a ona wszystko przeżywa. Wierny nie może tak żyć, martwić się jutro i oglądać się wstecz. Taki nie nadaje się do Królestwa Bożego.

    Musimy zaufać Opatrzności Bożej. Właśnie przybyła pacjentka, którą Szatan złapał w sieć...straszy ją śmiercią. On wie, że śmierć to powrót ciała przemienionego (duchowego) do Stwórcy, który czeka na nas. Wie też, że do tej ostatniej podróży mamy się przygotować.

    Dlatego mami, szczególnie wierzących i modlących się...chwaleniem śmierci nagłej. Martwi się taka dzisiaj o śmierć, a później nie może umrzeć...nawet nie wie, że umrze za późno.

     Ja natomiast martwię się, bo trwa już Apokalipsa z groźbą wybuchu wojny światowej. Piszę to, a patrzy tytuł: "Węzeł czeczeński". Właśnie trwa spotkanie w Pradze (NATO + Bush) z namawianiem się na Irak.

    W drodze na Mszę św. odmawiałem modlitwę "Anioł Pański" z wolałem do Najświętszego Tatusia w poczuciu darowania mi jeszcze jednego dnia życia dla Jego Chwały. Płynie słowo o Apokalipsie z ujrzeniem otwartego nieba.

    Stwórca ukazuje wszystko: tutaj mamy Trybunał Konstytucyjny, a taki czeka na każdego w Królestwie Bożym. Tam nie wykupisz się, ponieważ sam siebie oceniasz: nie ma znajomości, złoto nie ma mocy, a ładna mowa na nie się nie przydaje. "Macie oczy, a nie widzicie?"

   Ponadto Bóg odczytuje nasze myśli (nic nie ukrywa, ostrzega, ale ludzie nie patrzą na te znaki). Inaczej jest u nas, bo rząd kręci, daje abolicję łamiąc Konstytucję RP. Tutaj jest to samo (Miłosierdzie Boże), ale trzeba paść na kolana, a nie szukać znajomości.

    W Ewangelii padną słowa o odpowiedzialności, szczególnie tych, którzy otrzymali łaskę wybrania, ponieważ mają wrócić z owocami! Eucharystia pękła na pół "My" - coś się wydarzy? Pan Jezus tak mnie ostrzega i pomaga. W ustach pojawiła się niebiańska słodycz, której nasilenie falowało przez 3 godziny.

    W przychodni okazało się, że nie będzie kolegi (okradziony, musi załatwić sprawę). Od 7:00 do 16:00 pracowałem w radości z pomagania, mimo przeciążenia i zmęczenia. Było bardzo ludzi w normalnych sprawach, ale przywleczono do mnie dwa zawały serca u  kobiet...zamiast wezwać pogotowie.

    Wróciłam do domu dopiero o 20:00. Czas na modlitwę za wczorajszy dzień, ale teraz nie spieszę się, ponieważ wpierw muszę odczytać intencję. Inaczej wołanie "nie idzie", bo modlitwa ustna Bogu jest niepotrzebne, chociaż daje uspokojenie.

    W wielkim bólu i rozłące ze łzami w oczach wołałem: "Tato! Tato! Tatusiu!"  Tylko tyle, a to wszystko, bo nic innego nie ukoi w rozłące z Bogiem. Dopiero w Świetle Bożym możesz ujrzeć swoje obdarowanie z bezmiarem otrzymywanych łask.

   Pan Bóg, nasz Stwórca, Najświętszy Tata w różny sposób nas powołuje i wybiera, obdarowuje i próbuje. Przesuną się obrazy:

- z nędzy do pieniędzy...bezrobotny został burmistrzem

- rząd finansuje przekręty, nie przejmuje się odpowiedzialną

- starsze małżeństwo, naukowcy...narodził im się synek z zespołem Downa. Dla prostych ludzi to nieszczęście, a tu radość!

    Teraz, gdy to przepisuję z filmu płyną obrazy ze słowami; nie chcę tego dziecka (właśnie z zespołem).  W bólu odmówiłem dodatkowo koronkę do Miłosierdzia Bożego...

                                                                                                                   APeeL