W śnie miałem piękne przeżycia duchowe: niebo, pełnia księżyca, a serce zalewała radość. Właśnie popłynie melodia "Anioł" ze słowami o Bogu, "którego trzymam za rękę, a Pan sprawi, że kiedyś będziemy razem w Raju!"
Napłynęła wielka chęć do życia, ale nie tutaj, ale dla Pana i Jego spraw. W każdej chwilce chcę Mu służyć. Na ten moment padną słowa z "Prawdziwego życia w Bogu" (t 6, str. 119): "Wierni otrzymają wieniec życia. Pozostań we mnie, a osiągniesz doskonałość".
Na dodatek popłynęła nagrana homilia Jana Pawła II na Węgrzech: "Nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Mojego Ojca!"
Ja wiem, że obecnie Pan Jezus traktuje mnie jako Swojego, najbliższego przyjaciela. Przypomniało się słuchowisko „Ostatnia Wieczerza” w dwójce radiowej, gdy poczułem się małym apostołem Pana Jezusa.
Nawet miałem marzenie, aby założyć agencję Pana Jezusa. Taki agent miałby specjalną odznakę z obowiązkiem napierania z wiarą: w porę i nie w porę! Czynią to marnie św. Jehowy, którzy nie mają łaski wiary i gadają, co im kazano...w tym głupoty, że będą żyli w raju na ziemi.
Sprawił to art. sprzed roku w "Niedzieli" o tytule: "Komunizm Niebieski", gdzie zrealizowano ten pomysł, ale od Szatana. Tam nie odgrywa roli łaska Boga (powołanie i wybranie), ale egzamin przed Alfa i Omegą czyli przed Bernardem Wilkiem.
Ja dodam, że dzisiaj nie ma z kim pogadać o jedynie prawdziwej wierze katolickiej...tak samo stwierdziła s. Faustyna. Dalej z kasety Jan Paweł II z mówił o kapłanach: "z ludu wziętych", a za namaszczonego kapłana "niech będą dzięki Chrystusowi (co oznacza namaszczony)". Od tych słów Pan Jezus rozpoczął swoje mesjańskie posłannictwo (w rodzinnym mieście, Nazarecie).
W drodze do pracy rozpocząłem moją modlitwę, ale nagle musiałem wystawić kartę zgonu pacjentowi z wczorajszej wizyty. Napór chorych trwał do 15.00. Trafiła się też rozmowa z trzema alkoholikami. Tylko jeden z nich miał otwarte serce i słuchał pełen zadziwienia, że po śmierci istniejemy, a niebo otwierają nawróconym, a to oznacza, że mamy dążyć do świętości.
Innemu powiedziałem: "po co Pan wszystko roztrząsa?" Przecież to ewidentne służenie demonowi. Trzeba mówić "tak lub nie". Służysz Bogu lub demonowi. Nie ma: "tak, ale".
Na Mszy św. serce zalała zaduma i poczucie łaski posiadania wiary i Kościoła św. Napłynęła także osoba św. s. Faustynki, a każde słowo kapłana zalewało moją duszę wielką tęsknotą. Do Eucharystii szedł przede mną niewidomy, którego podprowadziłem. Później padłem na kolana i popłakałem się.
Moja wdzięczność jest wielka, ponieważ Pan Jezus pokazał mi prawie wszystko. Ja nie potrzebuję cudów, bo "błogosławieni, którzy nie widzieli". Cuda są potrzebne budzącym się do wiary lub niewierzącym, którzy potrzebują dowodów na istnienie Boga. Tacy nie widzą cudów stworzenia wokół, a przez to ich Stwórcę.
Natenczas Pan Jezus powie z "Prawdziwego życia w Bogu": gdy wiele dana człowiekowi, wiele się od niego żądać będzie. Daję Ci dowód ogromnego zaufania". Na razie przeważa we mnie ciało i jego pragnienia. Nie zdecydowałem się jeszcze w pełni na bój o świętość.
Popłynęła moja modlitwa, dająca ukojenie...
APeeL