Od rana przezornie odmawiałem modlitwy, a w przychodni będzie jeden chory! Wówczas jeszcze nie uczestniczyłem w codziennej Mszy św. Z włączonego radia płynęła relacja z Sejmu RP, chwilami w ciszy płynęło "obowiązkowe" wówczas wołanie do Boga Ojca (zestaw narzucony sobie).

   Dopiero później wymodlę obecną modlitwę (jest na witrynie): połączenie drogi krzyżowej z cz. bolesną różańca. Udaje się spokojnie załatwić wyznaczone sprawy, reperację sprzętu, a radość i pokój zalewała serca...zakończona kojącym snem. Jakże Pan jest łaskawy!

    Podczas wieczornego filmu "przybył" Pan Jezus. Poczucie obecności Zbawiciela sprawiło smutek rozstania z natchnieniem, że: "Pan Jezus zstąpił ze świata niewidzialnego (Królestwa Bożego), w Swojej części duchowej i ujawnił się po wcieleniu...o tym są słowa w "Wyznaniu wiary", że "zstąpił z Nieba". W tym "odkryciu" zawołałem:

"Panie Jezu

Ty zstąpiłeś dla mnie

dla mojego wyzwolenia

dla zawołania - Ojciec czeka!

Niebo otworzone!"

    Teraz mam odczucie cierpień Pana Jezusa, bo Jego Męka służy tylko pojedynczym ludziom. Ilu teraz, w czasie tego serialu myśli o Panu Jezusie i Niebie? Jak ich obudzić? "Ojcze nasz". Tak chciałbym wybiec z domu i wołać: "Zstąpił z Nieba!...zstąpił z Nieba! Jezus zstąpił z Nieba!" Czy to było też w środę?

                                                                                                                                     APeeL