Jesteś nieśmiertelny...

   To bardzo ładny tytuł (http://pwsz.nysa.pl/~andrzej.brodziak/niesmiertelny.htm) kolegi lekarza Andrzeja Brodziaka zakochanego w mózgu. Zauważył, że konstruktor działał racjonalnie (tak nazywa Boga Ojca), bo przewidział ewolucję (dzisiaj już wiadomo, że nasz kod genetyczny sięga Adama i Ewy i nie mamy nic wspólnego z małpami).

   Dalej stwierdza, że konstruktor (Bóg) nie stwarzał „bytów w mgnieniu oka, jak na skinienie czarodziejskiej różdżki” i robił błędy (choroby uwarunkowane genetycznie). Myli się, bo Pan Bóg stwarza wszystko myślą, a "błędy" wynikają z naszej głupoty ("Bogu nie udała się starość").

    Kolega jest zafascynowany teoriami kosmologicznymi i fizyką cząstek subatomowych...dalej pisze o tym czego sam nie rozumie: o głębszej rozumności, „wiadomość ma formę palimtestu”.

    Wybiega w przyszłość z naszym panowaniem na innych planetach odległych od nas np. 11 do 50 tys. lat świetlnych. Wspomina o czasoprzestrzeni, poszerzaniu horyzontu świadomości, a kończy wszystko na „zmartwychwstaniu” czyli uświadomieniu sobie skąd jesteśmy i dokąd dążymy. To teorie...z tej biednej ziemi (bomba duchowa własnej produkcji).

   Jako przeciwieństwo w ręku mam zapis transportu chorego dziadka podczas straszliwej wichury i śnieżycy. W pogotowiu, gdzie wstąpiliśmy zgasło światło i w egipskich ciemnościach kolega chirurg skończył szycie rany przy mojej lampce.

    Zdziwisz się, ale w tej ciszy i ciemności znalazłem się w Niebie...już tutaj na ziemi! Teraz oglądam film "Tarzan" i chwilami ma łzy w oczach, ponieważ pokazano cierpienia zwierząt (walka o byt, lęki, itd.).

   Kieruję się ku łóżku, ale napływa: "za­wsze przeczytaj kawałek Biblii"...mam miłować to, co na szczytach, bo dla ziemi jestem umarły! Teraz "podziękuj Bogu Ojcu". Zawołałem: "Ojcze dziękuję Ci za wszystkie modlitwy i za to, co otrzymałem od Ciebie".

    Dzisiaj jestem chory (02.11.2021), a objawy pasują do covidu (przewiało mnie przed trzema dniami): słabość, bóle mięśni i strzelające w kościach (szczególnie w miejscu złamania kostek nogi lewej), stękanie z utrudnionym oddychaniem (wzdychanie), "śmiertelne" dreszcze (nawet po wystawieniu ręki spod kołdry) i zlewne poty. Mnie grypa nie łapie i to było naturalne szczepienie następną odmianą "chińskiej zarazy".

   W tym stanie trafiłem na Mszę św. poranną za dusze zmarłych z - całego drzewa genealogicznego  - mojej rodziny (ciekawe będzie poznanie mojego pochodzenia po śmierci).

    Od Ołtarza św. Hiob mówił o zmartwychwstaniu z ujrzeniem Boga Ojca (Hi 19,1.23-27a). Psalmista wołał (w ps 27), że: "W krainie życia ujrzę dobroć Boga" z pragnieniem powrotu do Krainy Żyjących. Na ziemi jest to przebywanie w Świątyni Pana. Jakże niezmienne są nasze przeżycia! Z tęsknoty w duszy zawołałem: "Usłysz Tatusiu, kiedy wołam do Ciebie. Ty także pragniesz naszego spotkania"...

    Dalej będą słowa św. Pawła o naszym ożywieniu po śmierci, a w Ewangelii Pan Jezus zawoła donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". Napłynęły wstrząsające obrazy z filmu "Pasja".

    Ledwie żywy pojechałem samochodem na Mszę św. wieczorną poprzedzoną cz. Bolesną Różańca odmawianą przez wiernych. Zły kusił, abym wrócił do domu (ulewa, zimno, wiatr), ale pozostałem w intencji dusz zmarłych kolegów lekarzy...z którymi zetknąłem się w życiu (studia, specjalizacje, szkolenia, w moim zespole - zmarło już dziesięciu).

    Najważniejsze było ofiarowanie tego Misterium za kolegów z samorządu lekarskiego (anty krzyżowców)...szczególnie za zmarłego prezesa OIL w Warszawie. W tamtym czasie był równocześnie wiceprezesem w NIL (odwrotnie jak Konstanty Radziwiłł).

   Podczas powołania na ministra zdrowia w izbie lekarskiej był "na urlopie bezterminowym" (w rządzie i w samorządzie). Nad wejściem do budynku OIL miał łuk tryumfalny z jego nazwiskiem. Może zahaczył się o Czyściec?

                                                                                                                       APeeL

Aktualnie przepisane 

12.06.1994(n) ZA DUSZE ZMARŁYCH Z RODZINY...

   Na dyżurze w pogotowiu tuż po północy padłem na kolana odmawiając różaniec Pana Jezusa z zawołaniem o wykonywaniu Woli Boga Ojca. Pokój Boży zalał serce z wolnym odmawianiem początku tej modlitwy.

   W tym czasie migające światełko oświetlające Twarz Pana Jezusa i Jego Najświętsze Serce oraz obrazek s. Faustynki...z wyraźnie uśmiechniętej w oczach. Moich doznań nie przekażesz żadnym językiem!

   Zrób z tego film i pokaż mężczyznę na kolanach wołającego: "Ojcze! Spraw, abym do końca wykonał Twoją Wolę. Proszę o dobrą i godną śmierć! Och Jezu! Ojcze i Panie!" Napłynął obraz zgonu córeczki oraz wszystkich dusz z mojej rodziny.

   O 2:30, w środku głębokiego snu zerwano do ciężko pobitego na dyskotece, przejeżdżaliśmy obok "mojego" krzyża z płonącą lampką. Zacząłem odmawiać moją modlitwę (jest na witrynie)...w intencji dusz z mojej rodziny z prośbą o dobrą śmierć dla żyjących. W wielkim popłynie koronka do Ukrytych Cierpień Pana Jezusa w Ciemnicy (UCC).

    Młody chłopiec ciężko dyszał, twarz miał zalaną krwią - pędzimy do szpitala, a ja w ręku mam książeczkę, która otworzyła się na żalu za grzechy! Z serca wyrwał się krzyk:

   "Jezu mój! Wiem, jak bardzo mnie kochasz. Na chrzcie dałeś mi świętość, jasność dla mojej duszy, białą szatę i zapaloną świecę (Światłość). Przychodzę do Ciebie Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Ojcze mój, klękam przed Tobą i stopy Twoje całuję. Jezu mój! Boże ukrzyżowany, Twoje Rany całuję".

   Padłem w sen od 4:30 - 7.30. Na czas przyszedł zmiennik, a ja właśnie w moich starociach trafiłem na zdjęcie zmarłej córeczki z teściową oraz nieżyjącego ojca.

    Przypomniał się o. Jacek Salij, który mówił o wielkiej zniewadze Najświętszego Serca Pana Jezusa, gdy w ten piątek uchwalono w Sejmie RP zabijanie nienarodzonych. Łzy zalały oczy, uciekłem do oddzielnego pokoju, a przepływają obrazy biedy na świecie, przeludnienia i Pan Jezus chwalący wdowę za oddanie ostatniego grosza na Świątynię.

    Po koronce do Miłosierdzia Bożego trafiłem na Mszę św. na nowym cmentarzu. Piękna pogoda, lud ciągnął na miejsce swojego ostatecznego spoczynku. Przed wyjściem wzrok zatrzymał Pan Jezus Zmartwychwstały, a także skupiony na modlitwie z koronką cierniową. Wiem, że to oznacza cierpienie, ale jakie?

    Na nabożeństwie chór śpiewał o krzyżu, znaku Jezusa, który przetrzyma wszystko: "Tu stoi krzyż". Ból chwycił serce, a łzy zalewały oczu...to tylko kilka minut, bo dłużej tego cierpienia nie wytrzyma nasze słabe serce. To wszystko powtórzy się przy następnej pieśni o krzyżu! Bardzo psują tutaj czytania...

    Psalmista zawołał ode mnie (Ps 92):

"Dobrze jest śpiewać, Tobie, Panie Boże. Dobrze jest dziękować Panu i śpiewać Twemu imieniu (...)"

Pan jest sprawiedliwy, On Opoką moją i nie ma w Nim nieprawości".

    Św. Paweł przekazał (2 Kor 5,6-10): (...) Jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana. (...) chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana (...)".

    Pan Jezus w (Ewangelia: Mk 4,26-34) wskazał na Królestwo Boże, które przypomina ziarnko gorczycy (...) wsiane wyrasta (...)".

    Tuż przed Eucharystią napłynął obraz Pana Jezusa z otwartymi Ramionami oczekującego na nasz powrót. "Jezu! Jezu! Obejmij wszystkie duszę z mojej rodziny, żyjących i zmarłych, daje im łaskę dobrej śmierci, proszę, Jezu wspomóc zmarłego ojca dziadków i wujka. Proszę Panie Jezu!"

    Wracamy z żoną, a już rozprasza świat: zabrudziłem się lodami, do domu ktoś przybył po lewe zwolnienie, a jakaś pani wzywała mnie na wizytę do odległej wioski. Z dużej ilości kaset wyciągnęła się piosenka o śmierci!

    Śpiewaczka Maria Fołtyn porzuciła męża i dom dla sztuki. Napływa święty Adam Chmielowski, który porzucił sztukę dla Ojca Prawdziwego Zobacz! Na aukcji sprzedano jeden z jego obrazów za 30 milionów zł! Przecież mógłby malować, a on wybrał biednych i bezdomnych...

    "Dziękuję Jezu za ten dzień".

                                                                                                   APeeL

 

 

13.12.2002(pt) ZA TYCH, KTÓRYM BRAK ROZSĄDKU

    Na dyżurze w pogotowiu obudziłem się o 1.40 i wyobraziłem sobie moje spotkanie z młodzieżą z klasy IV LO na lekcji religioznawstwa p. t.; „Spotkanie z wierzącym katolikiem”. Młodzież w tym wieku jest napastliwa, szydercza i popisuje się przed klasą.

- Po co pan do nas przyszedł?

- Czy ty byłeś zakochany? Czy nie chciałeś wówczas podzielić się swoją wielką radością z kimś bliskim?

   Moja radość jest tysiąckrotna, a wy moimi bliskimi! Pierwsza miłość przychodzi niespodziewanie (cierpienie), a ostatnia jest podobna, ale nigdy się nie kończy i sprawia radość na wieki! To moje marzenie zakochanego w Bogu! Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że moje świadectwa wiary pójdą w świat przez internet.

   Ludzie bez łaski wiary nie widzą granicy pomiędzy cnotą, a pokusą (próbami). Przecież dbanie o spokojna starość (po dorobieniu się) to nic złego, a nie znają dnia ani godziny!

    Bogaty w wierze rozda bogactwo! Ja najlepiej czuję się na dyżurze, gdzie prawie wszystko jest służbowe! Jakże człowiekowi mało potrzeba, a wiem, że przede mną Prawdziwa Ojczyzna...nic nie da mi tutaj Szczęścia Prawdziwego!

   My nie znamy ostatecznego zamiaru Boga - On nam tego nie wyjawi (wiadomo, że jest to świętość), ale nasza ciekawość jest grzeszna. Możemy domyślać się tylko tego z przemijania naszego i świata.

    Przykładem jest dzisiejsza praca od 7:00 do 18:00 i to bez przerwy po ciężkim dyżurze w pogotowiu. Czy mogłem to przewidzieć? Jednak każdy otrzymał to, co mu się należało, a cały czas  trwał pokój  w sercu.

   Dzisiaj, gdy przepisuję to świadectwo dziwię się jak wytrwałem i to przez lata. Mogę powiedzieć, że był to brak rozsądku z lekceważeniem swojego życia i zdrowia (lekarze umierają z przepracowania).

    Brak rozsądku dotyczy każdej dziedziny naszego życia: od snu, poprzez jedzenie, zapracowanie, gadanie, dorabianie się, nałogi,  pragnienie tego życia. Na szczycie tego jest lekceważenie naszej duchowości. Każdy dzień, każda godzina może dostarczyć dowodów na tę intencję.

    Szczególnie grzeszne jest dorabianie się (praca dla zysku), a przecież Zbawiciel nic nie miał! Nawet o jego szatę rzucano los. Napłynęła też osoba Matki Bożej stojącej pod krzyżem: "Jezu mój, Jezu!"

    Zarazem przepłynęły obrazy wszystkich pracujących dla zbawiania: od rozdających chleb na świecie do kapłanów z Eucharystią, sierocińce, hospicja, walczący z aborcją do nawracających i czyniących wszelkie dobra! To nie ma końca...

    W tym dziele jest też moja opieka (z miłości) nad krzyżem. Cały dzień przepływały obrazy braku rozsądku...

- zdrowy dziadek spadł z wozu (prolapsus e wozus...wg parodii łaciny) wypełnionego sianem: złamał sobie żebra i nos, złapał zapalenie płuc i doznał zakażenia odleżyn. Ponieważ krzyczał z bólu musiałem mu podać narkotyk.

- oto nasz oddział bez lekarza poza godzinami

- wezwany lekarz odmówił przybycia do umierającego!

- córka grzebie w rzeczach żony, pozabierała jej różne drobiazgi

- ustawiający wagony przez nieostrożność sprawił wywrotkę czterech cystern ze środkami chemicznymi...

- właśnie syn wybiera się moim samochodem do pracy,  a źle się czuje

- w ręku miałem RTG stawu zniszczonego po pijaku, który mógł się rozsypać, na pewno straciłbym pracę (szczególnie w pogotowiu)

- żona pojechała na źle zorganizowane zebranie (straciła tylko czas)...

  Z pracy wracałem w ciemności, nawet skręciłem do kościoła, bo obecnie trwają rekolekcje, ale Dom Pana był zamknięty. W intencji tego dnia będę na Mszy św. jutro rano (dodatkowej)...

                                                                                                          APeeL