Przedawkowałem (kumulacja z dnia na dzień) Concor COR...potrzebuję 1.7-1.9 mg/dobę, a nie ma takiej tabletki...wcześniej mogłem zabić się o kran z powodu spadku ciśnienia. Później sprawdziłem wahadełkiem, które wykazało w/w dawkę i trzymam się tego dotychczas. W pogotowiu żartowaliśmy, że zmarł z powodu dokładnego przestrzegania zaleceń lekarza.

    To drobny przypadek: codziennie pobierasz tabletkę 2.5 mg, lek trafiony, ale nie ma możliwości ustalenia prawidłowej dawki. Nikt nie dochodziłby przyczyny, ponieważ mam wadę serca.

    Nudzę od rana, ale już od otworzenia oczu jestem prowadzony przez Boga Ojca, który zna moje problemy i w odpowiedniej chwilce zalewa mnie mocą. Człowiek postępujący tylko wg woli własnej nie zawraca sobie głowy jakimś bogiem i „żyje dla życia”...tak trwa aż do śmierci z kłopotami.

    Właśnie o 5.00 otrzymałem pomoc w zapisie wczorajszego dnia...wskazano na wrogów Kościoła Świętego, w tym prof. Jana Hartmana, który walczy z dyskryminacją jako antyrasista i feminista, zwolennik Parad Wolności (Grzeszności), a nawet Parady Ulicznic Marty Lempart. Dlaczego bezpardonowo może atakować wiarę katolicką oraz Kościół Pana Jezusa? Nie wiem za jakim jest państwem, ale wygląda, że szerzy pogaństwo.

   Może napisze coś o wyczynach brata Wowy. Zdziwiłem się, bo rano trafiłem na wywiad w którym jakiś ekspert mówił o Putinie oderwanym od rzeczywistości jak Hitler pod koniec wojny, a w czasie orędzia do narodu wyraźnie przypominał go w swoim obłędzie. To nie jest obłęd, ale opętanie (patrz zapis 16.02.2022).

   W mojej trwającej słabości od Ołtarza św. popłyną słowa św. Jakuba Apostoła (Jk 4,13-17)...wprost ode mnie o planujących wiele, a nie znających dnia ani godziny. „Bo czymże jest wasze życie? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a później znika”. Tak jak ja zalecił, aby wszystko czynić z Panem, a nie chełpić się „w swojej wyniosłości”.

    Natomiast w Ewangelii: Mk 9,38-40 Pan Jezus wskazał uczniom, że nie można zabronić komuś uzdrawiających w Jego Imię, bo taki zarazem nie będzie źle mówił o Nim.

    Eucharystia wskazała na czekający mnie pokój; tak będzie, bo odeśpię zaległości i z mocą wrócę do pracy duchowej. Naprawdę jestem zadziwiony bezmiarem przeżyć duchowych w przepisywanym właśnie dzienniku duchowym z 1994 r. Wówczas trwało burzliwe życie zawodowe z niewolnictwem w pracy, różnymi wydarzeniami duchowymi mieszającymi się z cierpieniami na tym wygnaniu.

    W ramach tej intencji zostałem zaprowadzony na temat: co z nami po śmierci? W tym wypadku nie chodziło o życie wieczne, ale o kłopoty z ciałami zostawionymi po opuszczeniu przez dusze (wylot motyla z larwy).

    Tę gehennę ludzi znam z pracy w przychodni, pogotowiu i oddziale wewnętrznym. Zawsze wczuwałem się w kłopoty bliskich, którzy nie zdawali sobie sprawy z procedury. W odległej wiosce - od razu wydawałem kartę zgonu, która umożliwiała pójście z dowodem do urzędu - w celu otrzymania zezwolenia na pochowanie zwłok.

    Szereg razy zdarzało się, że transportujący zwłoki nie mieli żadnego dokumentu. Kiedyś zawróciłem takich „cwaniaczków”, bo nie wolno wydawać karty zgonu bez obejrzenia zwłok, które zabierali tak sobie.

    Wyobraź sobie upał, blok ze zwłokami i informacją, że lekarz z przychodni przyjedzie po pracy (urząd stanu cywilnego może być nieczynny). Makabra jest też w szpitalach z niewydolnymi chłodniami.

    W tym temacie trafiłem na cennik spopielenia zwłok oraz na dywagacje o prostytutkach z zapytaniem: czy ciała są ich własnością? Tu chodzi już o szacunek dla ciała, które jest nośnikiem duszy, ono powstaje z rodziców, a dusza jest wcielana przez Boga (patrz instruktaż na witrynie). Jeszcze problem świadomych uszkodzeń ciał i samobójstw.

    W Super Polsacie pokażą brygadę remontującą psią budę starszemu mężczyźnie z dwójką dzieci: zmarli mu najbliżsi, ojciec powiesił się w rozpaczy. W tym czasie żona zmarła na gruźlicę, co w dzisiejszych czas jest wydarzeniem (nie chciała iść do lekarza, zabrało ją pogotowie i już nie wróciła do domu).

    Tak zmieszały się "nasze plany i nadzieje" z brakiem przygotowania ciała do ziemi, a duszy do świata nadprzyrodzonego, bo wszystko jest ważniejsze...

                                                                                                     APeeL

Aktualnie przepisane...

01.08.1994(p) ZA OCZEKUJĄCYCH POMOCY

    Po przeżegnaniu się i odmówieniu modlitwy „Anioł Pański” z otworzonego „Echa” Medjugorie wzrok zatrzymały słowa: „Bądź uzdrowiony w Imię Jezusa Nazaretańskiego” z zapytaniem...

- Czy chcesz ten dar, bo to oznacza rezygnację z normalnego życia?

    Serce i duszę zalało działanie Ducha Świętego, a przez ciało przepłynął dreszcz. W tym czasie „spojrzała” biała figurka Pana Jezusa porcelanowego, a to oznaczało prośbę o zachowanie czystości (50-ta rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego).

    Po drodze do pracy posłuchałem natchnienia, aby zapalić lampkę pod krzyżem Pana Jezusa. Łzy zalały oczy, a z serca wyrwało się wołanie: „Jezu! Jezu! Jak wielka spotkała mnie łaska, łaska służenia Tobie. Nikt Ciebie nie chce, nie mam z kim porozmawiać o Tobie! Jakże jesteś opuszczony!” Popłakałem się ponownie podczas zapisywania tych słów...po „spojrzeniu” figurki Pana Jezusa w koronie cierniowej.

    Po wejściu do przychodni sercu ścisnął ból z prośbą, aby Pan Jezus był dzisiaj ze mną, a to sprawi, że nie będę politykował. To zarazem oznacza „My” wspólne przeżywanie cierpienia dotyczącego mnie i udręczonych chorobami, oczekiwaniem w ścisku na poczekalni (upał 35 stopni). Ujrzałem pomoc Pana Jezusa...

- oto róża podudzia, a może różyca, wykonaliśmy opatrunek, a siostra miała penicylinę, którą podaliśmy, nawet wskazałem na pomoc, którą otrzymała od Matki Bożej (nie musiała iść do apteki i wracać na iniekcję)

- wylew krwawy do kolana w wyniku nie rozpoznanej skazy w przebiegu poalkoholowego uszkodzenia wątroby

- matka z dzieciątkiem ma wykupione wczasy, a nie dano urlopu...po „spojrzeniu” MB Częstochowskiej wydałem jej zwolnienie lekarskie z prośbą, aby podziękowała Matce

- zaświadczenie do UMG (bieda), na rentę, obdarowałem biedną.

- innej powiedziałem, że ma dobrą duszę, a skomplikowane życie trzeba ofiarować Zbawicielowi.

- jeszcze ostry dysk u zabranego z pracy (otrzymał zastrzyk oraz forsę na leki, bo nie miał pieniędzy).

    Do tego przybyli przestraszeni: zdecydowana na niepotrzebną operację, mężczyźnie zaleciłem taką, bojącej się powrotu męża z więzienia wskazałem, aby modliła się za niego i była na Mszach św. z dołączeniem cierpienia Panu Jezusowi.

    Naprawdę czyniłem to z serca, a podczas rozmowy kierowniczka wypowiedziała (jak inni przekleństwo) osiem razy Imię Pana Jezusa. Zapytałem jak czułaby się, gdy ktoś tak wymawiał jej imię. W bólu, po zakończeniu przyjęć popłynie moja modlitwa w intencji tego dnia. Napłynęli powstańcy czekający na pomoc oraz obecnie mieszkańcy Rwandy.

   Na ten czas Pan Jezus powiedział („Prawdziwe Życie w Bogu” t. V str.27): „Patrzę na was wszystkich z Nieba, aby zobaczyć, czy choć jeden z was szuka Mnie bez osobistej korzyści”. Trzeba przyznać, że dzisiaj pracowałem bezinteresownie.

   Wielki ból zalał serce, zacząłem moją modlitwę, a chciałbym gdzieś się skryć. Umęczony trafiłem na Mszę św. o 18.00. W Ewangelii Mt 14, 13-21 była relacja o cudownym rozmnożeniu chleba (dla oczekujących na pomoc).

    Po Eucharystii serce zalało umęczenie tego świata. W domu skończyłem modlitwę, a z Drogi Krzyżowej przypomniały się słowa skierowania do pacjentki, aby przekazała swoje cierpienie Panu Jezusowi. Dałem je przykład cierpienia Pana Jezusa: obnażonego wobec Matki Bożej...

                                                                                                         APeeL