Córka wstała wcześniej, bo gdzieś wyjeżdża...w tym czasie usiadłem w fotelu i zacząłem odmawiać modlitwę przebłagalną. Napłynęła wczorajsza pieśń: „Madonno, Czarna Madonno”, która wywołała radość w sercu. Nawet poczułem błysk łączności z Matką Jezusa, którą poprosiłem o jej poprowadzenie, a łzy pojawiły się w oczach. Ten dzień postanowiłem ofiarować Bogu Ojcu...

    Przypomniał się sen w którym widziałem Pana Jezusa w długim płaszczu, który powiedział do mnie (w myśli): „Miłosierdzie jest podstawą wszelkiego dobra”. W wyobraźni znalazłem się w telewizji mówiąc o Jezusie i o dziele Miłosierdzia Bożego z wyrzutem, że nigdy nie pokazano obrazu "Jezu ufam Tobie”!

   Jezus, gdy przyjdzie - nie możesz wytrzymać, musisz mówić o Nim i o Jego Miłosierdziu. W jednej chwilce zrozumiałem słabość, bo „mało jest o miłosierdziu w Biblii!”

   W pracy trafiłem na nawał ludzi i spraw, a całkiem zapomniałem, że ten dzień ofiarowałem Bogu. Od początku trwało podenerwowanie, a nawet opory w załatwianiu chorych...w tym skrzywdzonej przez Komisję Lekarską ZUS-u (niesłusznie odebrano jej rentę, bo 20% dają „samym swoim”).

   Przełamałem się, wszystko załatwiłem...dokumenty zawsze wypełniam na maszynie, a niektórzy koledzy z tego powodu pytają badanych: czy jestem z rodziny? W momencie częstowania czekoladą napłynęło: „nie bierz!”

    Teraz, podczas przyjęć chorych będę dawał rady duchowe, co dziwi, ale moi pacjenci w większości są katolikami...

- Proszę odgradzać się od głupot i w kłopotach odmawiać różaniec...

- Proszę oddać ziemię, bo więcej dobra uczyni pani odmawiając różaniec (70 lat)

- Nie trzeba rozpaczać, ponieważ zmarły  jest już w niebie (miał 90 lat)...proszę w modlitwie podziękować mu za miód, który zostawił dla mnie! Przekazałem go po chwilce inwalidce, której pomaga na kaszel.

    Teraz na dyżurze w pogotowiu (od 15.00) włączyłem kasetę z muzykę świecko-kościelną, która przenikała moją duszę. „Kto to układa...skąd to płynie do kompozytora, a teraz do różnych dusz na całym świecie, co znaczy, że ta muzyka jest od Boga”.

    To sprawiło, że wróciła siła i radość do pracy z pragnieniem modlitwy, a zarazem cichości z narastającą tęskną miłością do Pana Jezusa, a przez to do ludzi.

   Pierwszy raz zauważyłem, że Jezus pragnie, aby po Jego wezwaniu nie kierować się do Niego...tylko do ludzi. Poczucie bliskości Zbawiciela jest pocieszeniem dla mnie, a to ma sprawić radość w wykonywaniu obowiązków, bo wiara bez uczynków jest martwa. To właśnie jest miłe Jezusowi!

    W oczekiwaniu na wyjazd karetką...w ciszy serca popłynie „Ojcze nasz”, a w czasie przejazdu podparłem głowę na torbie lekarskiej...w pozycji świątka.

    Powiem Ci, że dzień bez wiary może być udany, ale nie ma w nim o f i a r y! Człowiek wierzący czyni dobro niewidoczne dla ludzi, a są to: modlitwy, błagalne okrzyki, prośby do Stwórcy za innych, przyjmowanie cierpień zastępczych, staranie się o czystość myśli, itd. To wynika z moich świadectw...już na początku nawrócenia.

   Życie bez Jezusa to oczekiwanie na śmierć, a z Jezusem - żyjesz w oczekiwaniu na spotkanie! Przed zakończeniem tego dnia czytałem o Męce Pana Jezusa: to był lincz!

                                                                                                        APeeL