W śnie miałem nawał ludzi w przychodni, a to było ostrzeżenie. Przed wyjściem do pracy w ręku znalazły się dwie kasety z nagraniem z Wielkiego Piątku sprzed lat! Okazało się, że nie ma kolegi w pracy, a ja w środy i piątki pracuję do 18.00 (mam umówionych pacjentów)...to dzień postu w intencji pokoju na świecie.

   Koleżanka kierowniczka mogła mnie zawiadomić, ponieważ byłbym na Mszy św. o 6.30 i przybyłbym wcześniej (o 7.00). Przecież ludzie mają własne życie, ale komuniści i ich spadkobiercy mają zakodowane rozkazywanie, rządzenie i pokazywanie mocy władzy ludowej. Dalej łapią niewolników i zmuszają do pracy na granicy śmierci.

   Podczas przejazdu do pracy łzy zalewały oczy z powodu mojego udręczenia, a także chorych, których krzywdzą na komisjach lekarskich ZUS-u (20 % rent jest lewych), a ja staję się ostatnią deską ratunku (zbieram wszystko dokładnie i piszę na maszynie).

   Jakby na znak sam trafiłem na utrudnienie w przejeździe, ponieważ w nocy (o 1.00) był straszny wypadek...samochód osobowy wpadł w poślizg i zderzył się z TIR-em (zginęły trzy osoby).

   Taki już mój los, a można powiedzieć krzyż, a przyjąłem go w poczuciu odpowiedzialności, w pokoju i pełnym poświeceniu! Mimo ulewy było bardzo dużo ludzi (jak w śnie)...wchodzili jeden z drugim, wielu było z dokumentami do wypełnienia (jakby się zmówili), z jednym zeszło 40 minut, a z dwoma po pół godziny!

   Ponadto pojawiały się małżeństwa „dziadków” (dwóch pacjentów, jedna karta)...nie mogłem wyjść do WC, a po 11 godzinach pracy miałem jeszcze wizytę na której zeszło godzinę.

   Dzięki pomocy Bożej nikomu nie odmówiłem, dokładnie wypełniłem dokumenty krzywdzonym chorym...udało się wszystko, a w nawale łatwo zrobić błąd!

    Wracałem w deszczu z płaczem (łzy płynęły po twarzy na ziemię) i z pochyloną głową wołając: „Tato! Tato! Tatusiu! Pęknie mi serce! Przepraszam, Przepraszam Panie Jezu, przepraszam Ojcze za ranienie Waszych Najświętszych Serc...każdym oddechem i każdą myślą".

   Po wizycie trafiłem pod kościół o 18.45...na czas śpiewanej litanii Loretańskiej. Zawołałem tylko: „Mateczko! Pomóż w moim utrapieniu, bo całkowicie Ci zawierzyłem”. Dzisiaj nie miałem łaski przyjęcia Ciała Pana Jezusa...

Natomiast w garażu znalazłem urwaną rękę Pana Jezusa z jakiegoś krzyżyka z gwoździem. Zważ na znak Boga Ojca dotyczący mojej ofiarnej pracy...ucałowałem tę rękę.

Ręka Jezusa

 

    Wróciły obrazy mojej pomocy:

- z miłością stwierdziłem, że dziecko z chorobą Downa ma tylko niestrawność, nawet zaniosłem go do pediatry...w obecności przestraszonej matki

- pod rękę odprowadzę b. policjanta po napadzie epi...porzuconego przez żonę.

Dzień zakończył się rozmyślaniem...o czerwonych, którzy chcą pojednania...

- na początek niech oddadzą telewizję, a działacze niech odwiedzą Syberię - nic nie należy się takiemu nędznikowi jak ja, a cóż dopiero im, często zbrodniarzom?

   Napłynęła bliskość Zbawiciela z pielgrzymką do Ziemi Świętej, a w tym czasie wzrok zatrzymał wizerunek błogosławiącego mnie Boga Ojca...

                                                                                                                   APeeL