Po bardzo dobrym dyżurze w pogotowiu (płacono za spanie) trafiłem na Mszę świętą o 7:30. W tym czasie napłynęła bliskość Boga Ojca. Zawołałem do Zbawiciela: "Panie Jezu! Weź moje chore serce".

    To wprost uczucie zakochanych. Moje małe serce i wielkie z miłości Serce Zbawiciela. Słodycz zalewała nadbrzusze, a pokój i miłość duszę. To wszystko stało się niespodziewanie. Wzrok padł na serce z żywych róż (po ślubie) u stóp ołtarza. Prawie krzyknąłem z zadziwienia.

    W Słowie popłynie: "Serce króla w ręku Pana jak płynąca woda, On zwraca je, dokąd [sam] chce (Prz 21,1-6.10-13). Pan osądza nasze serca.

    Prosiłem za psalmistą (Ps 119,1.27.30.34-35): "Prowadź mnie, Panie, ścieżką Twych przykazań (..)

Ucz mnie, bym przestrzegał Twego prawa i zachowywał je całym sercem.

Prowadź mnie ścieżką Twoich przykazań, bo przynoszą mi radość.

     Natomiast Pan Jezus w Ewangelii (Łk 8,19-21) wskazał, że naszą matką jest Słowo Boże. Z radia popłynie piosenka ze słowami: "Wszyscy święci balują w niebie".  Nie biorę tego dosłownie, ale prawda jest taka, że tam jest koniec cierpień!

    Tata czeka na wszystkie Swoje dzieci, ale wymaga to pojednania! Dlatego serce + Serce Zbawiciela...Serce serc! Jeszcze następnego dnia będzie "patrzyło" serce...ułożone z czerwonych róż. 

                                                                                                        APeeL