Na Mszy św. o 6.30 napłynęło poczucie bliskości Królestwa Bożego, ponieważ wróciła wczorajsza intencja: za osiągających cel. Przez to pokazany jest prawdziwy cel naszego życia, a jest nim zbawienie.
Jednak codzienne przybycie do Domu Pana wymaga wysiłku, a w tym wypadku mamy dodatkową przeszkodą, którą jest działanie Belzebuba. Posłuchasz Przeciwnika Boga, zostaniesz, a później nie zaśniesz, będziesz kręcił się...tak jest zawsze. Wyjątkowo namawia do pójścia do kościoła, aby przeszkodzić w uczynieniu jakiegoś dobra lub w spełnieniu naszego obowiązku. Wszystko poznajemy po późniejszych owocach.
Ja siedzę po nocach, a tu trzeba wyjść z ciepłego łóżeczka, przygotować się i dojechać do kościoła. Na tym tle zobacz żonę, która od ok. 30 lat wychodzi codziennie...z radością.
Nie możemy już żyć Duchowego Ciała Pana Jezusa, a ja dodatkowo bez prowadzenia w mojej służbie. W tym czasie większość nie czyni nic dla swoich dusz, śmieją się ze świętości, lekceważą wiarę, "żyją dla tego życia" czyli śmierci duszy. Ilu odrzuca posługę, a także zaproszenie do nawrócenia z powrotem do Ojczyzny Niebieskiej. Znam to nie jako kapłan, ale jako lekarz.
W tym czasie popłyną słowa, że: "Jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. (..) Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. (..) Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?"
Psalmista wołał ode mnie (Ps 46,2-3.5-6.8-9), że: "Bóg jest dla nas ucieczką i siłą:
najpewniejszą pomocą w trudnościach. (..) Pan Zastępów jest z nami (..)". Ludzie nie wierzą, kołaczą się, ale o nic nie poproszą, wolą męczyć się sami.
Natomiast Pan Jezus (Ewangelia: J2,13-22) przegonił ze Świątyni Jerozolimskiej: siedzących za stołami bankierów (porozrzucał monety, a stoły powywracał) oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie (wypędzał wszystkich ze świątyni).
W uniesieniu złożyłem pobożnie ręce, napłynęła osoba zaginionego syna, wrócił obraz kościoła pod wezwaniem Świętej Rodziny.
W pracy wytrwałem od 8.00 - 16.00. Zawiozłem słabą babcię po leki do apteki i z powrotem. Tam obdarowali nas czekoladą i długopisem. Na wizycie domowej szukałem domu (brak numerów), łzy zalały oczy, bo żona czekała na pomoc przy sprzątaniu po wymianie okien. Tak wjechałem na jakieś podwórko, gdzie gospodarze wyszli do mnie z kiełbasą i kaszanką (własny wyrób), a właśnie przyjeżdża synowa. W ramach tej intencji podarłem zaproszeni na spotkanie wyborcze...
APeeL