Proszę każdego czytającego, aby na wszystko patrzył z góry, a właściwie z Królestwa Bożego! Serce zalały rozmyślania o "towarzyszach walki i kasy", a to znak ataku demona. Padłem na kolana i zawołałem: "Panie Jezu proszę bądź w tym tygodniu ze mną. Wspomagaj mnie Jezu!"

    W przychodni spotkała mnie niespodzianka...ziąb w gabinecie, bo ktoś na noc zostawił otwarte okno. Całe szczęście, że nie było wielu chorych, ale serce miałem pełne niepokoju i rozdrażnienia, a to było dalsze działanie Przeciwnika Boga. Wówczas płynie "kocia muzyka", a jakby na znak zadzwoniła pani Szatańska!

   Zarazem łzy zalały oczy podczas spotkania z matką chłopczyka, któremu maszyna ucięła nadgarstek (pocieszałem ją, zalecając uświęcenie tego cierpienia). Przybyło też wielu chorych z różnymi cierpieniami...

- biedna babuszka, wiele przestraszonych oraz ciężarna (brak ginekologa)

- niewidoma z cukrzycą porzucona przez męża (skierowałem ją do szpitala)

- 90-letnią starowinkę - dla jej dobra - nie zawiadomiono o pogrzebie jej córki!

    Jeszcze nerwice i bóle, "trzaskanie" w głowie, lęk przed śmiercią, gaśnięcie ludzi z pochylaniem się do przodu (osteoporoza kręgosłupa)...ciała brzydkie i ładne. Tuż przed wyjściem zgłosił się młody z biegunką i obcy dziadek oraz nasz pijany kierowca. Jeszcze telefon od przestraszonej pacjentki.

    Kogo mogłem wspierałem radami, pocieszałem, dawałem zwolnienia z pracy. To wszystko trwało do 15.00...ukoiła koronka do Miłosierdzia Bożego za potrzebujących wsparcia. Podczas przygotowywania się na wizytę domową serce zalewało poczucie krzyża Pana Jezusa, a to zarazem jest słodycz Boża, której nie można przekazać.

    Na wizycie w wiejskiej chatce trafiłem na żółtaczkę zaporową, namówiłem chorą, aby zgodziła się na skierowanie do oddziału chirurgicznego...załatwiłem jej karetkę transportową. Ja sam wymagałem wspomożenia i Pan Jezus to sprawił. Ochronił mnie przed pacjentką, którą źle załatwił dwukrotnie kolega. Rodzina zawiozła ja do szpitala...

    W kościele przysypiałem, dziękując ze łzami w oczach za pomoc Panu Jezusowi, a sekundowe błyski słodyczy z nieba zalewały serce! Przeprosiłem Pana i podziękowałem za ten dzień.

    Siostra Faustynka prosiła, aby Pan Jezus był z nią zawsze, bo jest maleńkim dzieckiem "Twoim Jezu, ty wiesz co dzieci małe robią". W boju duchowym, który trwa Pan wskazał na "Prawdziwe Życie w Bogu" (tom 4, stronę 396)...

- "Moja duszo, w twoim pokoleniu był nie jeden bunt, podział (..) wielu spiskuje przeciwko mnie w moim własnym domu (..) mój synu, jeśli chodzi o ciebie to prosiłem Ojca, aby wziął pod uwagę twoją kruchość. Spróbuj zrozumieć Ojca, ty jesteś kruchy, lecz Ja zakorzeniłem cię mocno w sobie (..)". W podzięce ucałowałem Twarz Zbawiciela!

    Kręciłem głową, ponieważ jestem takim dzieckiem! Płynęły piosenki gułagowe w tym "Walc rozłąki!" Na ten czas przypomną się słowa piosenki: "tak cholernie daleko stąd, a tutaj...jak to w grudniu-mróz...lodowata śmieć trzyma straż". Tak, bo jestem na zesłaniu (Gułag Ziemia), pewny powrotu do Nieba (mojej wiecznej ojczyzny), Pana Jezusa, Ojca i Mateczki Najświętszej.

   Smutek zalał serce, a właśnie "patrzyły" miłosierne oczy Pana Jezusa z Całunu, a ja przyrzekłem, że odrobię ten dzień...

                                                                                                                       APeeL