W śnie znalazłem się w podziemiu z otwartymi trumnami, gdzie spotkałem zmarłego kolegę pediatrę z grupką dzieci. Do śmierci był wierny władzy ludowej i naprawdę nie miał nic wspólnego z Kościołem, ale nie był przeciwnikiem naszej wiary.

    Przez wiele lat próbowałem w rożny sposób dotrzeć do jego duszy, ale był nienawracalny. Mimo to jego doczesne szczątki zostały wniesione do świątyni (niezgodnie z przepisami kan. 1184n.). Nie otrzymał łaski drgnięcia ku Bogu, ale myślę, że nie jest potępiony, bo uczynił wiele dobra.

    Kolega był całkowicie oddany chorym dzieciom,  zawsze był w pracy i nigdy nie odmawiał wizyt. W naszym powołaniu ważne jest nasze „być”...z dawaniem poczucia, że ktoś czuwa naszym zdrowiem.

    Jak Pan Bóg to wszystko układa, bo trafiłem do mojej przychodni skąd zostałem usunięty w wyniku zmowy antykrzyżowców...z dnia na dzień we wrześniu 2008 roku - 4 miesiące przed przejściem na emeryturę i jako lekarz nie mogę zapisać leków...nawet sobie.

    Pozbawiono mnie wszelkich praw...nie powiem, że jako lekarza, ale także jako chorego! Sprawa trwa i zobaczymy jaki będzie jej koniec.

    W ostatnim miesięczniku naszego samorządu („Puls”) prof. Tadeusza Tołłoczko napis artykuł: „Homo homini res sacra” (człowiek dla człowieka rzeczą świętą). W czasie znęcania się nade mną był członkiem Komisji Etyki Lekarskiej i nic nie słyszał o napadzie lekarzy na lekarza, niewolnika pracy. Pomóc też nie może, bo nie pozwala mu na to wiek!    

      Tak się stało, że dzisiaj  koledzy przysłali uchwałę Okręgowej Rady Lekarskiej  i musiałem się denerwować, a to już 7 rok stalkingu. W piśmie zaznaczyłem, że w świętym dla katolików czasie (Adwencie) niszczą mój  pokój i fałszywie brzmi zwracanie się do mnie: „Szanowny Panie Doktorze" oraz „Z poważaniem". 

   Nie zdziwił mnie fakt, że właśnie odmawiałem zaległą modlitwę za sługi bałamutne. Przypomniała się konsekracja z niedzieli, gdzie zły podsunął: „niech będą przeklęci w Imię Jezusa”. Sam zobacz! Najgorszemu wrogi tego nie życzę, bo może zawołać do Boga przed ostatnim uderzeniem serca! Zawołałem tylko, by Pan Jezus pokazał im na czym polega utrata takiego pokoju... 

    W przychodni trafiłem do kolegi chirurga, który jest oddany chorym, nigdy nie odmówił pomocy, konsultacji, a pracuje u niego pielęgniarka o wielkim sercu, zawsze spokojna, czuła i dokładna. Poznała wszystkie tajniki gojenia się zakażonych ran, które opatruje z wielką czułością i fachowością.

   Poprosiłem znajomą, która jest niefachowym pracownikiem służby zdrowia, aby wsparła duszę sanitariusza, który zmarł niedawno...zaleciłem jej przystąpienie do Sakramentu Pojednania. Kiedyś podziękuje mi za to, a on jej.

    Spotkałem też moją byłą pacjentkę utykającą...wstawiono jej lewy staw biodrowy, ale przeciążenie spowodowało uszkodzenie przeciwnej stopy. Na jej tle zobaczyłem moją łaskę, bo „w zaniku alkoholu we krwi” złamałem sobie obie kostki boczne i zrosły się bez gipsu. Trudno sobie wyobrazić następstwa takiego wyskoku, ale miałem chodzić i mówić do ludzi, zapraszać ich do kościoła oraz dawać świadectwo wiary.

    W telewizji Trwam trafiłem na wstrząsający reportaż o zmarłej 30 października 2014 r. w Poznaniu (w wieku 103 lat) dr Wandzie Błeńskiej, która od dziecka marzyła o misjach i faktycznie trafiła do Ugandy, gdzie prowadziła „szpital”. Pokazano jej czterdziestoletnią służbę jako polskiej matki trędowatych, których leczyła na kolanach (z modlitwą)!        

    Po odczycie intencji 13.12.2014 poszedłem na dodatkową Mszę św. w intencji duszy kolegi-pediatry, a w drodze odmówiłem całą moją modlitwę...                                               APEL