Na kończącym się dyżurze kolega obudził mnie pomyłkowo (6.00). To niewierny, który lubi dyskutować (napadać na wiarę)...zaczęliśmy szermierkę duchową, ale natchnienie wskazuje, że jest to coś złego.
Faktycznie, nie wolno dyskutować z wrogami wiary, ale modlić się za nich. Nie możemy odmienić ich serca, tylko Sam Bóg może to sprawić za naszym wstawiennictwem. Tak przecież było ze mną.
Wskoczyłem pod prysznic, a właśnie wcześniej przyjdzie zmiennik. "Czuwaje" atakują od rana...nie wiem nad czym czuwają? Czy nad moim bezpieczeństwem (niepotrzebne, bo czuwa nade mną Opatrzność Boża)...czy nad własnym?
Dzisiaj jest nawał pacjentów, a właśnie przybył biedaczyna, którego załatwiałem około godziny, a jego pieniądze włożyłem między recepty.
- Staruszki są okropne w końcówce...mówi opiekunka PCK!
- Pan podjął pracę bez mojego zezwolenia (ochroniarz)...może pan otrzymać tylko karabin drewniany .
- Pani cierpi od dziecka, teraz opuszczenie przez męża, bieda i choroba matki...oto cechy wezwania! Co rozumie z mojej mowy ta kobieta? Akurat nie mam nic di ofiarowania.
- Matka Prawdziwa nie udźwignie pani z powodu pychy...strofuję inną!
Teraz zaczynam modlić się w każdej wolnej chwilce. Żona jest zdziwiona moim podziękowaniem Stwórcy za smaczną wędzoną rybę, kwaszone ogórki i świeży chleb. Wszystko jest darem - nawet możliwość wypicia wódki! Nie lubi tego zły, podsuwa naszą zaradność. Dzień kończy zawierucha i zepsucie się maszyny do pisania...
APeeL