Żonie przyśniła zmarła córeczka, nawet całowała ją oraz jej rodzice...z niepowtarzalną radością przybiegła do mnie (o 3.00).

   Wolno idę do pracy odmawiając cz. Bolesną Różańca. Omijałem znajomych, a pragnącemu iść ze mną dałem tylko znak ręką, aby szedł sam. Nie wiem, co pomyślał...

   Pod przychodnią serce zalał śmiertelny ból, ponieważ znalazłem się z Panem Jezusem w Drodze na Golgotę! Rozdźwięk pomiędzy tym i Tamtym światem, ciałem i duszą sprawił, że nie mogłem wejść do przychodni!

    Miałem jeszcze czas, usiadłem na ławce za rogiem (przy pogotowiu) i dalej odmawiałem św. Agonię (tak określiłem umieranie Pana Jezusa na krzyżu).

   Wyobraź sobie, że niesiesz krzyż po wcześniejszym ubiczowaniu (większość umierała), to jeszcze wytrzymasz, ale przed tobą jest krzyżowanie! Z drugiej strony masz świadomość, że przyniesiesz ludzkości odkupienie z otwarciem Królestwa Bożego.

   Z serca wyrwał się krzyk: "Jezu! Mój Panie! Najmilszy Przyjacielu"! W takich uniesieniach demon nie śpi, bo jakby dla kontrastu...

1. W gabinecie jest niewidoma z opiekunką (pierwszeństwo wejścia) i humorystycznymi stwierdzeniami. Przez "pomyłkę" prosi o zapisanie "Marianka" (rumianku), a jest bez recepty i mówi o znajomej, że "ma lubego i dla niej liczy się pełna lodówka i napicie się wódki".

2. Następny pacjent żartował śmiejąc się głośno: "zaraziłem się na tapczanie...choroba przejdzie potomstwo".

3. Natomiast babulinka z kosturem odpowiada na moją zaczepkę: "na starość torba i kij", że "dziadu wieś się pali...bierze torbę i idzie dalij".                Poradziłem jej, aby przekazała rodzinie, że "cała renta poszła na lekarza" (rozbierają). Dałem jej pakę kawy - dla pazernych wnuczków! Zapytała: "gdzie się urodziłem?" Proszę ją o przekazywanie w modlitwie pokoju (ma zbyt dużo ciszy).

   Na ten czas za drzwiami gabinetu napłynął huk - młoda dziewczyna zemdlała i z całej bezwładności uderzyła głową o beton...tak można się nawet zabić. Zamieszanie, przestraszenie pacjentów...trafiła do chirurga.

   Wracałem umęczony z ponownym rozmyślaniem o Tajemnicy niesienia krzyża. "Jezu mój. Jezu...przed Tobą ukrzyżowanie! Jak Panie mój mogłeś to wytrzymać...wszystko wiedziałeś, ale ból i lęk przenikał przecież Twoje Serce...także ludzkie serce". Łzy zalewały oczy, szybko je wytarłem, ponieważ nadchodziła znajoma.

   Wczoraj byłem zły na żonę, ale dzisiaj niosę dla niej dżem z czarnej porzeczki (trudno dostać). Smutno mi z powodu awarii maszyny do pisania, bo nie ma gdzie zreperować. Okazało się, że w 5 minut uczyni to sąsiad. Powstała obopólna uciecha (zyskał pół litra).

   Stwórca zabrał mi i dał jemy, bo pije od święta, a ja uprzytomniłem sobie, że prosiłem o przejęcie nałogu picia znajomego kierowcy...stąd tyle zamieszania! Widziałem go dzisiaj "zdrowego" - nawet zazdrościłem mu tego, ponieważ sam byłem "po przepiciu".

   W domu cisza, błogosławiony sen...och, jak to pięknie ułożone! Spacer wieczorny...za każdym płotem pies, który ujada lub rzuca się z wściekłością na płot. Ludzie upatrują w nich swoje bezpieczeństwo.

    Po powrocie padłem w ciszy w fotel i w nagłej jasności ujrzałem Boża Prawdę: za Miłość Wszechogarniającą Pana Jezusa poniżono Go do ostateczności! Pełnią Chwały otrzymał po powrocie do Boga Ojca. W końcu moje serce zalało pragnienie zbliżenia się ku Jezusowi...

                                                                                        APeeL