Podczas wychodzenia z garażu wzrok zatrzymał obrazek Pana Jezusa z Najśw. Sercem w koronie cierniowej. Nagły i niewyobrażalny ból zalał moją duszę spragnioną spotkania Boga w Jego Przybytku. Tak chciałbym wszystko przekazać innym i wykrzyczeć prawdę, ale „nie jestem sam”.    

    Stan mojego serca zalanego tęsknotą wyraża dzisiejsze wołanie psalmisty: Jak miła, Panie, jest świątynia Twoja./ Dusza moja stęskniona pragnie przedsionków Pańskich. (...) przy ołtarzach Twoich, Panie Zastępów, Królu mój i Boże!  (...) Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie”. Ps 84/83

    Jeżeli poznasz co oznacza świętość tego miejsca na ziemi to będziesz wiedział o czym piszę, bo wówczas czujesz inaczej. Taka drobnostka: kwiaty w świątyni. Kwiaciarnie zabierają je w piątek, bo trzeba zrobić nowy wystrój...dla biorących ślub. W sobotnie poranki na czterech Mszach św. i nabożeństwie do Najśw. Krwi Pana Jezusa ołtarz pustoszeje.

    Nie widzą tego niewiasty, kapłani, siostry zakonne. Kiedyś stał piękny koszyczek, a następnego dnia ulotnił się. Ohyda jest wszędzie, ale szczególnie boli w Przybytkach Pańskich. Ja jestem bardzo konfliktowy, bo najpierw walczyłem o wodę święconą, a teraz o kwiaty, które są własnością Pana. Jak załatwię kwiaty to wezmę się za sprzątanie, bo za to komuś się płaci.

   Na ten czas Mojżesz wykonał nakaz Pana i postawił przybytek: „(...) rozciągnął namiot nad przybytkiem i nakrył go przykryciem (...) wziął Świadectwo (...) Wniósł następnie Arkę do przybytku i zawiesił zasłonę zakrywającą (...)”.

   Pan Bóg ukazywał się w obłoku (...) i chwała Pana wypełniała przybytek, który (...) w nocy błyszczał jak ogień w oczach (...)”.  Wj 40, 16-21. 34-38

    Jakby na znak w naszej świątyni trwa bałagan związany z odnawianiem. Nikt nie dziękuje za posiadanie takiego świętego miejsca. Na rozległych terenach Mongolii  są tylko nędzne kaplice w jurtach. W Chinach Msze św. odprawiają na łódkach, a w wielu krajach z tego powodu ryzykujesz życiem. U nas mamy wszystko, a na codzienne spotkania z Panem Jezusem przychodzi grupka wiernych. 

    Trwa Konsekracja, płynie modlitwa „Ojcze nasz”, a serce rozrywa ból i chce się płakać: ”Jezu mój! Pnie! Panie! Królu mojej wieczności! Zmiłuj się nad tym światem”. Po przyjęciu wielkiej, trójkątnej św. Hostii pokój zalał duszę, a słodycz usta.

    Nie mogłem dojść do siebie, a pragnę tylko jednego: dawania świadectwa. W domu trafiłem na ciszę, bo żona poszła załatwiać opłaty. Wyrwała mnie sąsiadka po folię. Zrozum człowieka, który sercem jest z Panem Jezusem, a właściwie stanowimy jedno, a tu prośba ludzka.  Ta prośba jest ważniejsza, ale wróciła też żona i popłynąłem z tym światem.

    Coraz bardziej pragnę zamieszkać w Ziemi Świętej. Nie mogę opisać sprawy, ale kwalifikuje się do uzyskania azylu politycznego. Tylko tak mógłbym się tam dostać i  krzyczeć do Boga, bo tutaj trzeba mówić szeptem i na to nie pozwalają. Jakże chciałbym stanąć pod ściana płaczu i nie mieć za swoimi plecami nasłanego opiekuna, który nie może pojąć, że wykształcony lekarz stał się wiedzącym, że Bóg Jest. 

    Z parafii była wycieczka, ale to turystyka religijna, a ja pragnę ucałować ziemię po której stąpał Pan Jezus i tam umrzeć. Wprost widzę siebie w jakimś małym pokoiku, w celi pustelnika skąd jest blisko do tych miejsc. Tam wychodzę codziennie o świcie na spotkanie Pana, bo nie znoszę upałów.

    Wziąłem udział w konkursie „Niedzieli” p.t. „Mój krzyż”: dosłownie mam taki krzyż, który podniosłem i którym się opiekuję. Dodatkowo za obronę innego, powalonego przez kolegę-lekarza skrzywdzili mnie poganie. Moja praca była na czasie, bo trwa bój z krzyżem, a wygrana dawała bezpłatny wyjazd do Ziemi Świętej. Ktoś mnie jednak "przebił"...

    Czy wiesz jak Pan ukoił mój ból? Na ten moment żona kupiła mi piękny album: „Izrael. Jerozolima. Święte miasto trzech religii”. Popłakałem się, a duszę zalała bliskość Zbawiciela, który dzisiaj mówił o królestwie niebieskim. Każdy kto dowie się o nim jest jakby ojcem rodziny. Nawet uczniowie pojmowali to z trudem: „(...) Zrozumieliście to wszystko? Odpowiedzieli Mu: "Tak jest". Mt 13, 47-53

    Pojechałem pod „mój” krzyż sprawdzić stan kwiatów. Po drodze serce zalała bliskość Boga Ojca. Tego nie można przekazać. To trwa chwilkę, bo dłużej nie wytrzymasz. Zsiadłem z roweru, łzy zalały oczy, a ból ścisnął serce (nie jest to dolegliwość znana z choroby wieńcowej, bo dotyczy ducha).

    Wróciła Jerozolima oraz zdjęcie ortodoksyjnego Żyda, która z duszą podobną do mojej krzyczał do naszego wspólnego Boga. Nie możesz przyjść do Pana Jezusa, gdy nie pociągnie cię Ojciec. Nie możesz mieć moich przeżyć sam z siebie i nie osiągniesz tego żadną „techniką”. 

    Wróciłem na nabożeństwo do Najśw. Krwi Pana Jezusa, ale bez Komunii św. nie miało żadnej mocy...                                                                                                                   APEL