Przed Mszą św. o 17.00 żona poszła modlić się z niewiastami za kapłanów. Pojechałem samochodem, bo zaczęło padać i wiał zimny wiatr. Przykro mi, bo zgasła już lampka pod krzyżem, a nie mam nowej.  

    Z litanii do Imienia Jezus padła prośba o modlitwę za kapłanów, którzy porzucili sutanny, a ja już wiem, że to dzisiejsza intencja modlitewna.

    Ci bracia nigdy nie uzyskają pokoju, bo ich dusze cierpią niewspółmiernie do innych. Tylko Pan Jezus może ich rozgrzeszyć, bo zna ich serca. Napłynęła osoba Kotlińskiego i Obirka oraz pięknego kapłana, który dał nam sakrament małżeństwa.

    Przypomniała się wczorajsza Ew (1J2, 22-28): „Co do was to namaszczenie, które otrzymaliście od Niego, trwa w was i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo, ponieważ Jego namaszczenie poucza was o wszystkim. Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem. Toteż trwajcie w Nim tak (...)”.    

     Zobacz, co pisze były kapłan Roman Kotliński w komentarzu naczelnego o Eucharystii („Fakty i mity" 1/2013 „Nowy duch”):

     <dla niekatolików i osób niewierzących (...) tzw. Najświętszy Sakrament jest wyłącznie wypiekiem białego pieczywa pod postacią „andrutów”, a znieważony krzyż to tylko dwa skrzyżowane patyki>

    Wprost chce się płakać, bo ręce kapłana czynią Cud Ostatni i już innego nie będzie. Komunia św. ułożyła się w postaci łodzi i skręciła się w zawiniątko. Bardzo lubię ten znak, bo oznacza ochronę i otrzymanie pokarmu duchowego dającego moc do walki z ciałem, światem i szatanem.

    To przypomina żniwiarza idącego na pole z posiłkiem zawiniętym w chustę. Ja właśnie otrzymałem taki pokarm do dzisiejszej pracy duchowej. W tym momencie jeszcze nie wiem, co on oznacza...     

    Opiszę czas mojej przemiany, która wystąpi następnego ranka po przyjęciu św. Hostii. W nadbrzuszu - w okolicy splotu słonecznego - pojawiło się promieniowanie, serce zalała pełnia ufności i radości, a usta słodycz jakiej nie ma na ziemi.

     Dusza została uniesiona, a ciało fizyczne - słabe w ostatnich dniach - stało się lekkie...wprost „płynąłem” nad ziemią. Wyobraź sobie, że umarłeś czyli odrzuciłeś ciało fizyczne i znalazłeś się w takim stanie...jesteś tylko duszą, a w tym czasie bliscy chcieliby twojego powrotu do „życia”!

    Wszystkiemu towarzyszył pokój Boży, którego nie zna ten świat, bo to wielka łaska, która może spłynąć nawet w zagrożeniu życia. Uniesienie i słodycz zalewały duszę i to wszystko trwało mimo upływu czasu. 

    Dlaczego ludzie nie chcą życia wiecznego? Dlaczego nie chcą największego daru Boga Objawionego dla ludzi na ziemi...Ciała Pana Jezusa?  

    Z Mszy świętej wróciłem jako inny człowiek. Raz zaznasz tego stanu i niczego więcej nie będziesz pragnął! Zawołałem tylko: „Jezu jakże zaskakujesz i nagle odmieniasz serce. Bądź uwielbiony Panie za takie urządzenie tego świata”!

    Szkoda, że Roman Kotliński z "cudotwórcy" namaszczonego przez Boga stał się szefem pogańskiej  szczekaczki...                                                                                                                  APEL