Do pracy szedłem piechotą i odmawiałem „Ojcze nasz”. Właśnie zmieniłem kalendarz (wizerunki Matki Bożej), a na ścianie nakleiłem zdjęcie dziecka potrzebującego pomocy.
Dzisiaj odwiedzi nas kapłan (kolęda), a żona ma właśnie ciężką migrenę z wymiotami...wzywa mnie do siebie, a mnie złapała biegunka!
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”...razem z kapłanem odmawiamy „Ojcze nasz”. Ja nie mogłem mówić, bo chciało mi się płakać! Szybko przedstawiłem duchowość mojej rodziny: „ja mam dar prawdziwej wiary, żona jest normalnie wierząca, córka powraca z drogi kuszenia, a syn jest jeszcze nie obudzony”.
Chciałem jeszcze powiedzieć, że "kapłan jest następcą Pana Jezusa...to jest największe i najpiękniejsze powołanie na ziemi”, ale głos mi zamarł na słowie „kapłan”, a łzy pojawiły się łzy w oczach.
Po chwili dyskusji na pożegnanie podarowałem kapłanowi „Dziennik duchowy” bł. Jerzego Matulewicza. W tym momencie zauważyłem, że nieprzypadkowo kupiłem dwa egzemplarze.
Nagle ogarnęła mnie wielka tęsknota za Bogiem - moim Prawdziwym Ojcem, a z duszy wyrwał się krzyk:
„Gdy odczujesz głód Boga to cisza ci zagra, a dzwon ukoi.
Gdy odczujesz głód Boga to z psem pogadasz i nad złym się użalisz.
Gdy odczujesz głód Boga kobieta to świętość, a wróg przyjacielem.
Gdy... ".
APEL