Wczoraj Pan Jezus powołał mnie na Swojego apostola świeckiego. W ręku mam zapis z 19.08.2001, gdzie zapowiedź przyjściu „Tego, który zbawia”...z zagłady może uratować nas tylko nawrócenie. Już wówczas miałem pragnienie zostania świętym, ale to wymaga treningu olimpijskiego.

    W pisemku „Nasza droga” zabranym z kościoła czytam słowa o Bogu, który stał się człowiekiem, aby na zbawić. Wiele zwierząt (w tym owce) nie potrafi wrócić do domu...tak też jest z nami. Samych siebie nie potrafimy zbawić. Nie znam intencji, ale zobaczymy...

    Moje serce drży z  niepokoju oraz rozterki, ponieważ jeszcze raz musiałem stawić czoło mocnym dręczycielom. Za takimi jak ja nikt nie staje w obronie, panuje milczenie i postawa ”zobaczymy, co z tego wyjdzie?”

    Napłynęło drgnienie, że mam kontynuować bój, bo mogą skrzywdzić innych. Jan Maria Jackowski pisze: ”(...)  W każdej bitwie należy walczyć dzielnie, ale i po właściwej stronie. (...)”. W tym momencie potrzebuję wzmocnienia od Boga, bo serce zalało zwątpienie i zagubienie.

     Na tą chwilkę Pan Jezus dał mi homilię ks. abp Sławoja Leszka Głódzia na pogrzebie ks. Henryka Jankowskiego, gdzie słowa opuszczonego biblijnego Hioba: „Zlitujcie się przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką” (Hi 19, 21).

    Biskup mówi dalej, że „To znana gra, brudna gra, a nawet zgrana gra”. Przyszło też pocieszenie: „Niech się nie trwoży serce wasze”. J 14,1 oraz „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciw nam”? Rz 8,31   

   Właśnie patrzy Pan Jezus z Całunu, a jego św. Oczy wyrażają wielką powagę. Specjalnie podszedłem i patrzyłem z bliska:

 - Panie Jezu pociesz mnie...wzrok padł na obrazek o. M.M. Kolbe.

   To prawda, bo cóż oznacza moje cierpienie? Wyobraź sobie obóz w Oświęcimiu, zezwierzęcenie strażników i bezmiar zbrodni...i w końcu śmierć głodową za innego. Piszę to prosto z frontu wojny duchowej, wojny z naszymi słabościami i brakiem zawierzenia Bogu.   

    Nie planowałem drugiej Mszy św., ale idę, a jestem tak słaby, że powłóczę nogami. Gdzie ludzie szukają mocy? Dopiero po Komunii św. przepraszam Pana Jezusa. Wrócił oglądany film animowany „Ben Hur”, gdzie na Golgocie zamęczono Zbawiciela także za mnie...

     „Panie Jezu! przyjmij moją śmierć cywilno - zawodową za prześladowców”. Popłakałem się i nim się obejrzałem zostałem sam w kościele, a wzrok przykuła srebrna gałązka i skojarzenie z gałązkami oliwnymi...laur?  Później stanę przy takiej samej, ale złotej...

    Następnego dnia - tuż przed czytaniem „Dzienniczka” - odczułem bliskość Pana Jezusa. To nagły ból duszy z kurczem w sercu i poczuciem wydzielania łez. Po chwilce słucham słów Zbawiciela do s. Faustyny, a właściwie do mnie:

    „(...) to wszystko dla  z b a w i e n i a  dusz (...) rozważ (...) co ty czynisz  dla ich zbawienia? (...) wiedz, że twoje codzienne ciche męczeństwo (...) wprowadza wiele dusz do Nieba (...)”. Znam już intencję. Przez sekundę wyobraź sobie to  pragnienie dusz czyśćcowych.

    Wprost nie chce się wierzyć, ale w ręku mam zapis z dn. 22.03.1992: za zbawienie żony. Ze stoliczka w kościele zabrałem kartę - kalendarzyk z wiz. o. M.M. Kolbe. Nie zlekceważ mojego świadectwa...                                                                                                                  APEL