Cóż byłoby złego w ogłoszeniu, że firma internetowa upada. Każdy zabrałby co swoje i nikt nie traciłby jakiegoś dorobku. Ja mam bardzo mało czasu, a tu tarapaty ze stworzeniem strony od początku. Zrozumie to ten, którego spotka taka pogańska działalność.

    Umęczony „niespodzianką” padłem w twardy sen, a demon tylko czekał na taką okazję, bo samochodem dokonałem dwóch stłuczek, a  po przesiadce na rower goniła mnie grupka złośliwych ludzików...z parą spółkujących gejów. Coś ohydnego.

    Ten sen nawet sprawdzi się, bo żona kupi wnuczkowi rower z niesprawnymi przerzutkami. No cóż prosiłem Pana Jezusa, aby „zanurzył mnie w Swojej Krwi”. Ogarnij świat oszukanych przy zakupie i nabranych na wszelkie „okazje”.

   Wstałem przed 5.00, padłem na kolana i w podziękowaniu zawołałem do Pana Jezusa z Najświętszym Sercem, aby przybył do mojego serca. Napłynęło: „lek”. Tak, bo wczorajszą tabletkę wziąłem wcześnie i rozpuściła się w ustach (nieprawidłowość). Zapisuję to jako przykład pomocy naszego Anioła Stróża, bo ta myśl nie była moja.

    W drodze do kościoła w wielkim bólu odmawiałem moją modlitwę, a dzisiaj dodatkowo wołałem za pomagającego mi w przenoszeniu strony internetowej, który naprowadził mnie na odczyt tej intencji, bo  s ł u ż y  mi pomocą.

   Jest wyraźna różnica pomiędzy normalną pomocą (także za zapłatą), a służeniem pomocą. Ja tak postępowałem w mojej pracy, bo zawsze starałem się pomagać „jak sobie samemu”... szczególnie różnym biedakom i tym, którzy znaleźli się w życiowych kłopotach. Widzę, że on postępuje podobnie, a to wynika z zalecenia "jedni drugim służcie".

    Wcześniej mówiłem, że pomodlę się za niego, ale nie wiedziałem, że ta intencja będzie tak piękna, a jeszcze nie miałem takiej i sam bym jej nie wymyślił. On służył mnie, a ja jemu modlitwą z prośbą o błogosławieństwo Boże. Poprosiłem nawet, aby nie zmarnował tego świadectwa.  

    Przypomniały się bezinteresowne wizyty u koleżanki okulistki, której też obiecałem taką  modlitwę oraz u kolegi stomatologa, który przed kilkoma dniami założył mi gratis lekarstwo do zęba.

    W kościele usiadłem naprzeciwko witraża z Karolem Wojtyłą i Stefanem Wyszyńskim, który od początku służył mu radą i pomocą. Takie służenie ma różne formy, bo przede mną jest malowidło ścienne ”Golgota”, a napływa miłosierne przebicie boku Pana Jezusa przez Longina, aby nie połamać Niewinnemu goleni.

    Popłakałem się, bo przypomniały się słowa psalmu 91 "Kto się w opiekę odda Panu Swemu, a całym sercem szczerze ufa Jemu"...to prawda, bo ma obrońcę Boga i nie przyjdzie na niego żadna straszna trwoga.

   Eucharystia to największy dar Boga dla nas na tym łez padole. Trzymałem Ciało Pana Jezusa w ustach i chciałbym, aby to trwało do końca życia. Kapłan zaczął pieśń: „Dzięki, o Panie! za to, że dałeś nam wiarę...miłość... i Siebie”, a za mną niewiasty odpowiadały „Składamy dzięki, o Wszechmogący nasz Królu w niebie!

   Pokój zalał duszę, a cisza zapanowała w myślach i sercu. Nie chciało się wyjść ze świątyni, bo spotkanie ze znajomymi i kłanianie się rozprasza. Pragnąłem przenieść się do mojej pustelni...czyli kącika w mieszkaniu i być sam na Sam  Panem Jezusem.

  Wracałem w uniesieniu i czytałem zawołania z litanii do NSPJ, której odmówienie otrzymałem wczoraj jako  „pokutę” po spowiedzi. W zjednaniu z Panem Jezusem ujrzałem piękno tych zawołań i po każdym robiłem przerwę na medytację:

   Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości...pełne dobroci i cnót wszelkich, najgodniejsze wszelkiej chwały, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia, hojne dla wszystkich wzywających, źródło wszelkiej pociechy, posłuszne aż do śmierci, nadziejo w Tobie umierających.

    Pomyśl teraz o podobnych do mnie, którzy mają inne dary. Niech ktoś zbierze to wszystko i opisze, aby szukający atrakcji wrócili do wiary w Boga Objawionego.                        APEL