Dzisiaj nie będę na Mszy św. ponieważ zszedłem z dyżuru w pogotowiu o 7.30, a pracuję do 18.00. W domu trafiłem na syna, który złościł się, że żona budzi go do pracy. Stał się ważny, udaje bogatego odrzucając naszą pomoc finansową, a jego praca to zachcianka. Wybrał kino w W-wie, gdzie dojeżdża, często moim samochodem...faktycznie wychodzi na zero.
Mam wypisaną przerwę od 13.00-15.00, ale to jest fikcja, ponieważ nie mogę wyjść. Jak to wszystko wytrzymałem? Dzisiaj, gdy przepisuję to świadectwo wiary powiem, że moc dawała mi codzienna Eucharystia. Moja praca jest zarazem przekazywana na ręce MB Pokoju z równoczesnym ścisłym postem (nie takim jak w Wielki Piątek), bo piję tylko kawę, wodę, zjadam jakąś bułkę i owoc.
W środku tej „przerwy” chciałem na chwilkę wyskoczyć do domu...zobaczyć żonę i córką, która miała przyjechać, ale nie udało się. W sercu pojawiło się Kosowo, Czeczenia i Uganda. Przy tym byłem drętwy i zmęczony...tak zeszło do 18:00. Niemożliwa była najmniejsza modlitwa, nie byłem w kościele - nie mogłem spotkać się z Panem Jezusem. Padłem o 20:30 budząc się kilka razy z umęczenia.
Serce zalewała nieogarniona wdzięczność Bogu za łaskę trzeźwości i uratowania w ostatniej opresji! W intencji tego dnia będę w sobotę na Mszy świętej o 7:30…z przekazaniem mojego upracowania na ręce Matki Bożej, której obecność zalała moje serce.
Po modlitwie "Anioł Pański" wołałem: "Matko Najświętsza! Pragnę żyć dla spraw Twojego Serca, Matko". Łzy zalewały oczy podczas pieśni ze słowami: "bez pierworodnej zmazy poczęta". To sekundowe błyski w których wiem dlaczego zostałem zaproszony na tę właśnie Mszę świętą.
Eucharystia będzie w intencji wczorajszego dnia. Wołałem także w sprawie uzdrowienia córki i jej nawrócenia…
APeeL