Jestem pełen zadziwienia, bo ten dzień opracowuję 17.01.2015 roku z intencją „za zwiedzonych przez szatana”, a dodatkowo wczoraj byli u nas kapłani. Podczas poczęstunku rozmawiałem z jednym z nich, który jest zafascynowany ideą pustelniczą, ale wrócę do tego na końcu zapisu.

   W śnie przeskoczyłem mur...i obudziłem się! Moje rozmyślania przerwało polecenie „wstań!”, bo to czas ciszy nocnej (4.00) sprzyjający modlitwie. Wówczas nie miałem własnego pokoju i łóżka. Poszedłem do kuchni, gdzie w ciemności zacząłem odmawiać „Ojcze nasz”.

    Przypomniał się wczorajszy nocny wyjazd pogotowiem i podobna próba modlitwy. Nagle zrozumiałem, że naszym największym zadaniem jest to, aby Bóg  „odpuścił nam nasze winy” czyli „moje winy”, bo największym darem Boga jest Jego Miłosierdzie! Za nasze, moje i twoje niecne czyny otrzymujemy przebaczenie win. Ze wszystkich sił musisz starać się o zmazanie swojej winy...jeszcze tu na ziemi.

    Mało ludzi interesuje zbawienie (cel naszego życia), a  większość nic nie wie o Miłosierdziu Boga...tym nieprzebranym Źródle Łask, które nie wyschnie nigdy. Dzisiaj, gdy to przepisuję (17.01.2015) pokazano wioskę, która przez 50 lat miała darmową wodę ze studni głębinowej (kilka gospodarstw). Krach, bo źródło wyschło, a nie chcieli wodociągu.

   Większość też nic nie wie o cierpieniach Pana Jezusa związanym z naszym działaniem - nie szukają Jego, a nawet odwracaniem się, bo nie wierzą w „takie rzeczy”. Ja nie piszę tego z punktu widzenia kapłana, który nie widzi prawdy...czyli wszechobecnego neopogaństwa.

    W modlitwie poprosiłem Pana Jezusa o pomoc dla tych, którzy jeszcze nie wrócili do domu, aby pocieszył czekające na nich matki, żony i dzieci. Proszę też o światło dla tak czyniących.

     Przypomniała się wczorajsza rozmowa z ojcem syna z Haare-Kriszna. Wiem, że nie my wybieramy Jezusa, ale On nas. Nie można do prawdziwego Światła dojść przez samą a s c e z ę. Ona może doprowadzić w wielu przypadkach do pychy duchowej, bo dopiero Światło Boga pokazuje naszą nędzę z poczuciem nicości oraz współczuciem dla grzeszników, ludzi skrzywdzonych i cierpiących.

    Asceza doprowadza do odgradzania się od zła ziemskiego, a Światło Jezusa ciągnie nas do takich ludzi. Nawet Jezusowi to zarzucono, ale bez łaski wiary nie pojmiesz tego. Po co mam iść do żyjących modlitwą lub dobrych, których większość chwali i podziwia...nawet w ten sposób mogą ich zgubić! 

    Asceza bez Jezusa to bardzo ciężki bój z ciałem. Przez tyle lat wiedziałem, że być lekarzem - to oznacza bezinteresowność. Lekarze w USA, Szwajcarii, a nawet w krajach b. biednych (Indie) nie są poddawani takiej próbie (uważają, że ich wysokie zarobki są słuszne).

   Przez te wszystkie lata bez Światła Jezusa nie miałem siły na bezinteresowność. Teraz mam siłę, nawet brzydzę się datkami i co najważniejsze, że  nie żałuję w ten sposób utraconych pieniędzy.

    Wróćmy do rozmowy z kapłanem zainteresowanego ideą życia pustelniczego, którego „męczyłem”, bo wyczuwam, że został zwiedziony przez szatana. Normalny człowiek nie odróżni tego, bo jest bardzo delikatna linia dzieląca nasze pragnienia duchowe i cielesne.

   Ja chciałem dojść intencji jego postępowania, bo wyczuwam, że czyni to raczej dla ciała. Został przestraszony przez szatana nękającymi go infekcjami...i odprawia Mszę św. w birecie (łac. birretum - czapeczka).

    Wyjeżdża na medytacje nad morze, gdzie żyje w pustelni, odżywia się tym, co jest dobre: litrami pije kwas chlebowy i kilogramami zjada pomidory. Skłania się ku ekologii i dietom książkowym. O poście duchowym raczej nie słyszał i nigdy go nie stosował (raczej wyrzeczenia). Ja wskazałem, że to co jest potrzebne dla naszego ciała odczuwamy darem smaku, a jedzenie czegoś, co jest zalecane jako zdrowe jest głupie.

   Wg mnie został nabrany i to perfidnie, a nie ma świadomości, że kapłani są bardziej atakowani niż inni ludzie. Przypuszczam, że jego skłonność do infekcji jest związana z niedoborami wynikającymi ze "zdrowego odżywiania"... podsuniętego przez szatana.                                                     APEL