Pan sprawił, że właśnie dzisiaj miałem opracować ten zapis. Dawno temu zmarła nasza laborantka, a teraz „przyszła” z prośbą o wstawiennictwo. Przechorowała gruźlicę i później jej życie się pogmatwało. Ja mogłem zginąć podobnie.

    W czasie, gdy nie miała na leki, bo straciła ubezpieczenie przyszła do mnie po pomoc, bo umrze, ale ja odpowiedziałem, że mnie to nie obchodzi. Przecież mogłem wykupić jej potrzebne leki nasercowe. My tak właśnie postępujemy z Bogiem, bo żądamy pomocy, a bliźnim jej odmawiamy.

    Wielkie łkanie zalało moje serce. Zerwałem się, bo usłyszałem, że właśnie żona z wnuczkiem odmawia  koronkę do Miłosierdzia Bożego i wołałem z nimi za nią. Jak Bóg to pięknie uczynił.

    W tamtym czasie byłem już zawołany przez Boga, ale jeszcze nie przystąpiłem do Sakramentu Pojednania i nie uczestniczyłem w życiu Kościoła świętego. Szatan chciał mnie zabić, a to nie żarty, bo podczas mojej pracy z powodu nałogów życie straciło 8 lekarzy!

    Właśnie kończyłem dyżur w pogotowiu i po przebudzeniu się zawołałem: Dziękuję Ci, Panie Jezu, że w tym czasie nie było żadnego pacjenta. W zlewie męczyła się ćma odwrócona skrzydłami, której próbowałem pomóc. Nagle odczułem jej bezsilność... podobną do mojej walki z drinkerstwem.  

    Szykowałem się do domu, a musimy jechać do wypadku...

- Co pan czyta?...zapytał sanitariusz.

- "Zmartwychwstanie" Lwa Tołstoja. Wie pan, że to oznacza porzucenia czynienia tego, co się robiło dotychczas i to od tej chwilki!

    Zły podsunął „piwko”, a sanitariusz zaproponował, że pojedzie ze mną i załatwi...”tylko zdejmie fartuch”. Powiedziałem mu, że po zdjęciu fartucha będzie przypominał kuszącego diabła.

    Z wielkim trudem skręciłem do domu, ale na następnym skrzyżowaniu trafiłem w miejsce, gdzie byli wszyscy z dnia wczorajszego. Jest fajne jak w barze: „Panie! wybacz, bo tu jest miło, a w domu żona i dzieci!”

Po wjechaniu do garażu włączyłem radio, a przypomniał się Larry Tomczak, który w takim właśnie miejscu przyjął chrzest w Duchu Św. Właśnie rozpoczęła się Msza św. radiowa i popłynęły do mnie słowa kapłana: „Jezus jest z tobą! Stałeś się człowiekiem i musisz dla innych robić to co powinieneś! Jezus jest z tobą w twoim osamotnieniu i w twoim cierpieniu".

Myślałem, że już jestem silny, że nie dam się tak łatwo! Niestety. Nadal jestem nędznym i małym człowieczkiem. Popłakałem się...łzy płynęły po twarzy. Nie wiem jak wyrazić mój ból z powodu upadku!

Ja wiem, że nikt mi nie pomoże. Siły widzialne i niewidzialne na ziemi nastawione są na czynienie zła! Musisz to pojąć. Taka jest konstrukcja tego świata!

  Po powrocie do domu  wzrok zatrzymał Pan Jezus Miłosierny. „Panie wybacz! wybacz! wybacz!!” Z Mszy św. radiowej znowu padły słowa do mnie, które wywołały zapytanie: „Boże   mój, Jezu Chryste, Duchu Święty! Jezus czyli „Ten, Który zbawia”. 

  Serce zalała bliskość Pana i na wydechu powtarzałem „Jezu. Jezu. Jezu”. Nagle ujrzałem osamotnienie Pana Jezusa, który dzisiaj jest moją podporą, a wówczas został opuszczony nawet przez najbliższych uczniów. W wielkim smutku zakończyłem ten dzień mojego życia.

   To wszystko wróciło dzisiaj (24.08.2013) i zacząłem odmawiać moją modlitwę w intencji duszy proszącej o wstawiennictwo, a którą rozpoczyna właśnie: „św. Osamotnieniu Pana Jezusa”! 

    W drodze do kościoła odmówię całą modlitwę, a Matka Boża przekaże za nią jedną z moich Mszy św. ofiarowanych na Jej ręce. „Panie! nie policz jej grzechów, przelej je na mnie, bo wiele wycierpiała, a nikt o tym nie wie”.                                                                    APEL