Towarzyszka Joanna Senyszyn otrzymała znak z Nieba...umarła, ale nie całkiem (zawał serca z zatrzymaniem krążenia). Kiedyś mówiła, że pragnie śmierci nagłej, ale chciałby wiedzieć kiedy się  to stanie.

    Nie opanowała się nawet po otrzymanego od Boga ostrzeżenia, bo po dojściu do siebie w wywiadzie na Ontet.pl szydziła, że nie widziała  światełka w tunelu, bo żadnego tunelu nie ma.

   Dziwne, bo właśnie dzisiaj polemizowałem z art. Jacka Tabiasza o „chrześcijańskim umyśle”. Racjonaliści są ograniczeni umysłowo, bo badając duchowość posługują się rozumem, który ją neguje.

    Dla nich kościół to czaszki i straszenie śmiercią, bo zadaniem naszego Boga jest zapewnienie nieśmiertelności! Ja chodzę do kościoła, bo boję się śmierci („chrześcijaństwo znacząco potęguje lęk człowieka przed śmiertelnością”).

    Ten bezbożny kaznodzieja moją pewność istnienia życia wiecznego nazywa rojeniami rajskimi. Zobacz nędzę normalnego człowieka zwabionego intelektualnie przez demona.

   Podobnie jest z większością moich kolegów psychiatrów (psyche znaczy dusza), którzy negują rzeczywistość nadprzyrodzoną (ignoranci duchowi). Idziesz do takiego, a on daje ci tabletki na chorobę duchową.

    Pisałem od 4.00 i pojechałem na pierwszą Mszę św. o 6.30. Dzisiejsze czytania dotyczą obietnicy zbawienia...psalmista wolał: „Zbawienie prawych pochodzi od Pana”, a Pan Jezus wspomniał o Królestwie Bożym, które jest w nas, ale to poznać z łaską. Św. Paweł wskazywał poganom, że Bóg dał nam znak przez Człowieka - Jezusa, którego wskrzesił z martwych, ale wielu śmiało się z niego!

    Jeżeli myślisz, że Msza św. to jakieś niesamowite wydarzenia to jesteś w błędzie...dzisiaj był to tylko krzyk duszy przed podejściem do Eucharystii: „Och! Panie mój. Panie!” Padłem na kolano z ręka na sercu, łzy zalały oczy, przeżegnałem się, a św. Hostia ułożyła się w zawiniątko (dar). Słodycz i pokój zalały serce, a ciepło nadbrzusze (ok. splotu słonecznego).

    Dzisiaj obudziłem się z jękiem w duszy i słabością ciała na granicy śmierci, a Eucharystia sprawiła, że stałem się chrystusowym i wszystko odeszło. W takim momencie pragniesz powrotu do Nieba Nie mogłem wyjść z kościoła, a na zewnątrz był zimy wiatr i nieprzyjemnie.

    Popłakałem się po wejściu do ciepłego domu, namiastki Raju na ziemi...„jak dobry jest Pan”. Nie musiałem jechać pod krzyż, bo wczoraj zapaliłem tam lampki. 

     Przypomniała się klepsydra zmarłego w wielu 98 lat. My kochamy to życie, ale Pan Bóg dał nam ograniczenie. Tylko garstka wie, że Bóg bardzo cierpi z tego powodu, że nie chcemy do Niego wrócić. Jak wytłumaczyć, że w Niebie jest mieszkań wiele?

   Kiedyś pogotowiem pojechałem do bardzo starych ludzi, którzy każdemu z dzieci wybudowali mieszkanie w wielkim domu, który pochylił się. Ten dom powstał z miłości do nich z pragnieniem posiadania wszystkich przy sobie.

    Bóg ma dla nas mieszkania, wszystko chce nam dać...w tym miłość i pokój, ale garstka tego pragnie. Jakże Bóg cierpi z powodu rozłąki z nami. Jeżeli masz dzieci to wiesz o czym piszę...pomnóż swoje cierpienie miliard razy. Ludzie nie wierzą, że jesteśmy po śmierci i żyją dla życia.

   Właśnie w zapiskach czytam o wizycie domowej w dniu  25.01.1990 roku u umierającego, gdzie wspomniałem o nieśmiertelności, aby delikatnie wskazać na sprowadzenie kapłana.

- Gdzie tam się wszyscy pomieścimy?...zapytała przekornie żona odchodzącego z tego świata.

     W wielkim bólu odmówiłem moją modlitwę, a tamten i ten czas zmieszały się...                                                                                                                                                                             APEL