Źle się czuję, napływa niepokój i narasta rozdrażnienie, bo zapowiadają huragan. Nie można zasnąć, a jestem na kolejce wyjazdowej w pogotowiu.

     Zacząłem czytać „Pismo święte” i słowa św. Pawła, a obaj myślimy podobnie: Bóg stworzył ten świat i jest Panem nieba i ziemi...dał nam czas i miejsce, jest blisko nas - trzeba Go tylko odnaleźć! Bóg nie mieszka w świątyniach wzniesionych ludzką ręką. Po latach dodam, że w świątyniach mieszka Pan Jezus Eucharystyczny.

   Żona przekazała, że w śnie odwiedził ją zmarły ojciec (15-lecie śmierci)...znaleźli się w pięknym ogródku, była wiosna, kwitła wiśnia, a oni sobie spacerowali.

    Poczułem dobrą energię, zamknąłem oczy i modliłem się za teścia, który miał bardzo ciężkie życie. To syn zesłańców z powikłaną młodością, często koń był jego najbliższym przyjacielem (ułan), wojna, utrata żony, przeprowadzki, ostatnia radość - działka, zabrana tuż przed śmiercią.

    Zawsze był cichy, spokojny i rzetelny aż do śmierci! Rodzina została na Wschodzie i prosili, aby się z nimi nie kontaktował, bo mają z tego powodu kłopoty.

  "Panie Jezu wspomóż go! Mój drogi Jezu daj mu pokój! Boski Synu daj mu Swoje Światło! Przewodniku do Boga poprowadź go! Jezu mój! Jezu...Jezu”.

   W czasie wyjazdu wróciły obrazy poniżających wspomnień...aż dostałem wewnętrznego wstrząsu i zawołałem: „Jezu! Jezu! Jezu!” z kilkakrotnym powtarzaniem "Modlitwy Pańskiej"! Po czasie wrócił pokój Jezusowy, a myśl pobiegła do homilii papieża w której była mowa o wyrzutach sumienia, które daje takie cierpienia.

   Papież nie podał rady, ale zapamiętaj ode mnie, że to wszystko masz raz na zawsze przebaczone, a te obrazy podsuwa szatan, aby wywołać smutek, rozdrażnienie i zniechęcenie do samego siebie z poczuciem, że nie ma Bożego Miłosierdzia.

   Słusznie pisze św. Jan od Krzyża, że światło wiary przyprawia nas o cierpienie, ale jeszcze nie rozumiałem jego zaleceń, bo dopiero wchodziłem na drabinę prowadząca do Nieba. Coraz wyraźniej widzę, że jestem prowadzony, a z tego wynika, że nie wolno nic czynić na własną rękę! 

   Już wówczas wyczuwałem błąd szukających Boga „po swojemu”! Powoli poznaję też cierpienie spowodowane brakiem poczucia obecności Boga. To tak jak chowanie się ojca przed dzieciątkiem...on go widzi, a ono go szuka! Nie wolno dziwić się, że okresowo odczuwamy ten brak, bo później jest wielka radość z poczucia, że: „Pan Jezus Jest"!.

    Po powrocie udało się zasnąć, ale nad łóżkiem pojawił się skorpion, który był szybki, bujał się na nitce pajęczyny i starał się ukąsić mnie w głowę. Kilka razy próbowałem go uderzyć, ale nie udało się.

      Po przebudzeniu w głowie toczył się bój, bo ze złej strony napływało rozdrażnienie dopełniające sen, chęć skarżenia się, napastliwe myśli dotyczące niewolniczej pracy: „nic z tej pracy, po co tak się napracowałeś (chodzi o bezinteresowność)...zobacz jakimi wozami jeżdżą”.

    Dodatkowo napływał niepokój, bo chorzy emanują złą energię, a ją odbieram. To moje wielkie utrapienie. Człowiek chory nie zdaje sobie sprawy, że zakłóca pokój duchowy swojego lekarza.   

    Demonowi odpowiadałem następująco: „3 x nie na buntowanie się, muszę chwilkę posiedzieć w ciszy, bo trzeba wyjść z tego bałaganu myślowego...Jezu bądź ze mną”!

    Na ten moment dyspozytorka wezwała mnie do ambulatorium, gdzie zobaczyłem „krostowatego” dzieciaczka, a ja bardzo lubię takie maluszki. Matce powiedziałem, aby zrobiła mu zdjęcie, bo może w przyszłości będzie prezydentem!

   Padłem jeszcze w 2 godzinny sen i byłem całkiem inny. Z wczorajszego czytania zrozumiałem, że wszystko jest źródłem miłości i we wszystkim można znaleźć radość, bo każda chwilka naszego życia niesie próby od Boga, który ćwiczy nas w dochodzeniu do świętości.

    Wrócił sens bezinteresownej pracy, bo ustąpił atak złego. Nawet ujrzałem ręce staruszek od których nie przyjąłem pieniędzy - wiem, że to jedyna słuszna droga. Nie ma powrotu do innej pracy. Nawet odeszła złość na „pryncypała”...                                                                                               APEL