Pan dał  mi zapis przeżyć duchowych z początku mojego nawrócenia. Nie chodziłem wówczas do kościoła, bo byłem jeszcze w fazie błędnego poszukiwania drogi (chrześcijaństwo + reinkarnacja).

     Zły atakował mnie wówczas na różne sposoby, bo ma dostęp do informacji o naszym losie. Po latach mogę powiedzieć, że chciał mnie zabić.

    Tamtego dnia miałem dyżur w pogotowiu, a w śnie spotkałem Koreańczyka, który zapraszał mnie do swojego domu, aby pokazać życie w luksusie. Odmówiłem i rozmowę chciałem skierować na prawdziwe wartości, ale on nie rozumiał o co mi chodzi.

     Dzisiaj, gdy to opracowuję 20.09.2013 jest wspomnienie męczenników koreańskich:      

Andrzeja Kim Tae-gŏn, który był pierwszym kapłanem koreańskim (ur.1821 r.). Z powodu wiary został aresztowany, ponad 10 lat spędził w więzieniu i po torturach został ścięty blisko Seulu 16 września 1846 r.

Pawła Chŏng Ha-sang współpracownika i tłumacza kapłanów. W wieku 44 lat jako kleryk seminarium poniósł śmierć męczeńską, ścięty mieczem 22 kwietnia 1839 r.

    Jan Paweł II podczas swojej wizyty apostolskiej w Korei w 1984 r. kanonizował ich oraz wszystkich męczenników koreańskich. Ból zalał moje serce i natychmiast wiedziałem, że dzisiejszy dzień mojego życia mam poświecić za tych braci.

    Zobacz jak Pan Jezus poprowadził mnie, a to będzie świadectwo wiary także dla Ciebie. Właśnie żona została zadziwiona pokazywanym w „Dzień dobry” TVN komfortem życia w Korei Południowej. Polacy, którzy tam trafiają stwierdzają, że Koreańczycy są bardzo mili, a szokuje ich wszechobecna technika...nawet w WC nie wiesz jak się zachować. 

    Postanowiłem, że wieczorem pójdę na ponowną Msze św. w intencji tego podzielonego narodu, bo w Korei Północnej oficjalnie nie ma ani jednego księdza katolickiego księdza. Przypomniał się art. w „Naszym dzienniku” z tytułem: „Głód metodą rządzenia” (6-7 kwietnia 2013).

    To wywiad z uciekinierem, który wskazał, że oficjalną imitacją religii jest tam ideologia dżucze z „trójcą” (Kim Ir Sen z żona i synem Kim Dzong Ilem). Paranabożeństwa odbywają się co tydzień w budynkach przypominających kościoły! Podczas takich sesji samokrytyki Koreańczycy z Północy śpiewają pieśni i „modlą się” patrząc w górę z nabożna czcią na portrety swoich  umiłowanych przywódców.

    Wyszedłem, aby odmówić moją modlitwę, ale nie znałem dokładnej intencji. W „przypadkowej” rozmowie ze spotkaną właścicielka sklepu dowiedziałem się, że była w obu tych państwach. Poprosiłem ją, aby też przybyła na Msze św. wieczorną, bo mieszka w pobliżu kościoła. Tak wyklarowało się wołanie za ten naród podzielony przez szatana.

    Podjechałem rowerem po "mój" krzyż i zapaliłem znicz Panu Jezusowi za ten naród. Przez 1.5 godziny prawie krzyczałem do Boga, aby odmienił ich los. 

     Wówczas, przed zakończeniem dyżuru w pogotowiu trafił się wyjazd do glinianej chatki, gdzie sanitariusz głową dotykał belki stropu. Nad łóżkiem chorej staruszki wisiał wielki i piękny wizerunek Pana Jezusa z Najśw. Sercem. Nie ma już takich siedzib. 

    Podczas powrotu z tamtego dalekiego wyjazdu zamyśliłem się, a z duszy popłynęło wołanie: „Jeszcze przyjdzie czas...! Nie podniesie ręka noża. Nie zabierze dziecka wróg. Żołnierz matce rękę poda...”.

    Może wreszcie Bóg odmieni los tego narodu, a szczególnie katolików w Korei Północnej, którym strażnicy w obozach skaczą po głowach, a oni w tym czasie chwalą naszego Boga Ojca... APEL