Dzisiaj Pan Jezus wyjaśnił uczniom, kto jest największy w Królestwie Niebieskim wskazując na dziecko: "Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Mt 18, 1-5
Podczas podchodzenia do Komunii św. siostra śpiewała: „chodźcie wszyscy do stajenki...powitajmy Maleńkiego i Maryję Matkę Jego”. Nagle poczułem moment, gdy Pan Jezus zstępował z Nieba (wcielenie) do boju z szatanem o moje odkupienie, a serce zalała radość ze spotkania „Tego, który Zbawia”. To radość starca Symeona, który doczekał przyjścia Zbawiciela.
My nie mamy świadomości, że urodziliśmy się w momencie już otwartego Nieba i nie dziękujemy za to na kolanach. Ilu proroków, patriarchów i monarchów nie doczekało tego momentu.
Komunia św. rozpłynęła się w ustach, a moja dusza została uniesiona. W okamgnieniu stałem się człowiekiem całkowicie oderwanym od spraw ziemskich, które przestały być ważne.
Padłem na kolana przed Dzieciątkiem, a przypomniała się scena pokłonu magów, którzy „jako Bogu cześć Mu dali, a witając zaśpiewali z wielkiej radości”. Doniesiono też, że z zatopionego promu Costa Concordia wydobyto figurkę Dzieciątka Jezus z urządzonej tam stajenki. Jednym tchem podziękowałem Panu Jezusowi za Jego życie, pełne udręk od urodzenia aż do bestialskiej śmieci. Piszę to i płaczę...
W wielkiej radości wracałem do domu, a towarzyszyła mi czerwona smuga biegnąca ku Niebu pozostawiona przez przelatujący samolot. Jak cudowny jest każdy dzień mojego obecnego życia.
Ta doba duchowa będzie przebiegała wokół wielkiego cierpienia, którym jest rozłąka z dzieckiem. Przepłynęły zdarzenia duchowe:
- od wczoraj poszukują 6-miesięcznej dziewczynki z Sosnowca
- pokazano też kobietę ze zdjęciem dziecka, które porwał jej mąż
- przypomniała się śmierć naszej rocznej córeczki Marty
- wrócił obraz matki z Iraku rozpaczającej nad zwłokami zabitego syna oraz relacja Chinki opowiadającej jak zginął na placu Niebiańskiego Spokoju jej umiłowany syn
- płynęły obrazy rodziców z Egiptu, których dzieci zabito po meczu piłkarskim (prowokacja zwolenników Mubaraka)
- zaginięcie Pana Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej, które przypomina mi zaginięcie naszego syna (od wielu lat nie daje znaku życia).
Rozbolała mnie głowa, a po kilku minutach snu ujrzałem kapłana stojący na pagórku, który powiedział, że „czasem trzeba wejść na górę”. Ta sekunda wystarczyła, że poczułem się rześki i wiedziałem, że mam być na nabożeństwie wieczornym. Cóż zyskałbym siedząc w domu?
W kościele ponownie napłynęła wielka łączność ze Zbawicielem, a zarazem serce zalał smutek rozłąki z Dzieciątkiem. Właśnie organista zaśpiewał przejmująco: „Zaśnij Dziecino, zmruż oczęta swoje, (...) modlitwa moja niech uśpi Cię”. Powtarzałem szeptem: „Dziecina! Dziecina! zaproszona do mojego domu! Samego Pana Jezusa przyjąłem. Samego Pana Jezusa”. Popłakałem się.
Po Komunii św. chciałbym słuchać gry organów, a później pozostać w ciszy aż do końca życia. Trzeba jednak wychodzić, a organista śpiewa: „Nie było miejsca dla Ciebie, w Betlejem w żadnej gospodzie i narodziłeś się Jezu w stajni w ubóstwie i w chłodzie”.
Z bólu wyrwało się: „Panie Jezu! Nie było i nie ma miejsca dla Ciebie. Nie było chociaż przyszedłeś jako Zbawiciel! Jezu mój! Panie! serce mi pęknie”!
Żona przejrzała szafy i przygotowała do oddania rzeczy dziecięce, bo trwa akcja pomocy. Od kilku dni na korytarzu rozpaczliwie płacze dziecko, które niedawno tu zamieszkało. Kończę, a właśnie trafiłem na cały kościół dzieci, które przybyły do spowiedzi i Komunii św. w 1-wszy piątek m-ca. Bóg Ojciec, nasz "Tata" (Abba) też bardzo cierpi z powodu rozłąki ze Swoimi dzieciątkami... APEL