Kończy się dyżur w pogotowiu w którym demon straszył snami [zbliża się twarz, ale lepiej jej nie widzieć, a ładnie klęczący okazał się potworkiem], ale ucieszyłem się wyrwaniem na wyjazd, bo odmówię „Anioł Pański”.
Napłynęło poczucie, że ja „nie jestem stąd”! Nie potrafię edytować rysunków, ale wyobraź sobie ciało, które trzyma „przyciąganie ziemskie” czyli umiłowanie tego życia z naszymi popisami oraz duszę, która pragnie powrotu do Raju.
To dwa realne światy: Ten zna każdy z własnego żywota, a Tamten to wieczność o jakiej każdy marzy, ale tylko garstka dba o swoje zbawienie. Większość nie interesuje się swoją prawdziwą przyszłością, a właściwie wiecznością.
Ja dopiero jestem przebudzony przez łaskę wiary i dziwię się takimi doznaniami. Jakby na znak opadła mgła i ujrzałem niebo pełne gwiazd, a to „odległość” między ziemią i Królestwem Niebieskim. Modlitwa sprawiła poczucie bliskości Matki Bożej i pewność, że Ona Sama wprowadzi mnie do tej Jasnej Krainy!
Na byle imprezę trzeba mieć identyfikator, obowiązuje odpowiedni ubiór i trzeba przestrzegać odpowiedniej etykiety. Natomiast powrót do Nieba ludzie uważają za abstrakcję, a większość w to nie wierzy i wolą bajki o pochodzeniu od małpy i „zakopaniu”.
Mój Profesor, św. Paweł mówi o grzeszności ciała prowadzącej do śmierci (Rz 8, 1-11): „Ci, bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha, do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała do śmierci, dążność zaś Ducha do życia i pokoju. (...) dążność ciała wroga jest Bogu (...) A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą”.
Wszystko, co Boże jest niezmienne w czasie i nigdy się nie znudzi. Dla człowieka wierzącego nie istnieje „postęp” oraz „nowoczesność”, bo przed nami wieczność i Niebo. Nie potrzebuję żadnych ziemskich atrakcji i to poczucie z czasem się utwierdziło.
Teraz, gdy opracowuję ten zapis moje serce krzyczy: „ja chcę do Tatusia, ja chcę do Tatusia”. Zdziwisz się i powiesz, że zwariowałem, ale tak właśnie traktowane są Dzieci Boga.
W pracy jakoś poszło, modlitwy odmówione, a w czasie nabożeństwa różańcowego popłakałem się stojąc w kruchcie przy rozważaniach i słowach pieśni. Wołałem do Matki Bożej za nasze rodziny i za znajomych oraz za pracowników z pogotowia! Poprosiłem o miłosierdzie dla nich.
W kościele stwierdziłem, że bardzo trudno jest klęczeć, a Pan Jezus umierał na krzyżu przez trzy godziny i każdy Jego oddech sprawiał śmiertelny ból.
Po Eucharystii napłynęła prawdziwa Boża Radość! To nie ma nic wspólnego z naszym poczuciem zadowoleniem, które zna każdy człowiek. Nagle serce staje się otwarte, pragniesz rozmawiać z ludzi, cieszyć się z nimi, nieść ufność i dawać...
Miałem wielki kłopot z połączeniem przeżyć z tak odległych dni (20.07.2013). Ja pragnę wołać do Nieba, a żona właśnie karze mi grać z wnuczkiem w piłkę. Prawie chciałem krzyczeć i na środku boiska łzy zalały oczy. Chłopcy traktowali grę bardzo poważnie: żegnali się przed strzelaniem karnego, a późniejsza kłótnia skończyła się bójką.
Zdziwisz się, ale żona właśnie zaczęła czytać wnuczkowi książkę: „Niebo istnieje naprawdę”, którą napisał pastor Todd Burpo. To prawdziwa historia jego synka, który w czasie operacji (pękniecie wyrostka) trafił do Nieba. Później sam ją przeczytałem...okazuje się, że w Niebie jest też mnóstwo zwierząt! APEL